myśliciele

Fałszywi prorocy

Intelektualiści

Intelektualiści.Zgodnie z definicją z Wikipedii intelektualista to ktoś o wyjątkowej inteligencji, bogatej wiedzy, kierujący się w życiu intelektem a nie emocjami i oczywiście ktoś, kto jest autorytetem społecznym. Każdy z nas może posłuchać w różnych audycjach radiowych i telewizyjnych ludzi, którzy z całkowitą pewnością przedstawiają nam recepty na uzdrowienie świata i ogólną szczęśliwość. Zapewne każdy z nich uważa się za wybitnego intelektualistę.  Prostą metodą na weryfikację ich sposobów uzdrawiania świata jest ewangeliczne sprawdzenie: „Po ich owocach poznacie ich” (Mt 7,16). Takiego sprawdzenia niektórych intelektualistów, których idee mocno wpłynęły na świat podjął sią angielski historyk Paul Johnson w swojej książce „Intelektualiści” (polskie wydanie w roku 2014 – wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań). Warto dodać, że wśród niektórych osób analiza życiorysów autorów różnych idei i zderzenie głoszonych poglądów z życiem jest niewłaściwe. Zwrócenie uwagi, że propagowane przez niektóre osoby poglądy wynikają bezpośrednio z chęci usprawiedliwienia przed sobą i światem ich nienormalnych zachowań budzi sprzeciw i takie głosy nie są mile widziane w dyskusji[1]. Co ciekawe przy omawianiu dzieł literackich zawsze uwzględnia się kontekst życia twórcy i nikomu to nie przeszkadza. Lewicowcy zwracają też uwagę, że chrześcijanie też często czynią inaczej niż głoszą. Nie chcą jednak przyjąć do wiadomości jednej podstawowej różnicy pomiędzy ich ideologiami a chrześcijaństwem. Lewicowcy zgodnie ze swoimi ideologiami zawsze zaczynają „naprawę świata” od innych ludzi. Każdy chrześcijanin zaś wie – mam taką nadzieję – że świat zmienia się tylko poprzez zmianę samego siebie i nie ma innej drogi. Jasno wynika to z Ewangelii. 

Ale przyjrzyjmy się dwóm, moim zdaniem wyjątkowo szkodliwym, intelektualistom.
Pierwszy z nich to Jan Jakub Rousseau. Pomimo, że żył i działał w XVIII wieku to jego idee mocno są widoczne w świecie współczesnym. Praktycznie wszystkie nowożytne teorie pedagogiczne są oparte o doktrynę Rousseau. Jak przystało na nowoczesnego „pedagoga” własne dzieci oddał do przytułku. Bo dzieci oznaczały dla niego, jak sam pisał, „niewygodę” i brak „spokoju umysłu niezbędnego dla mej pracy”. Dzisiaj coraz więcej ludzi idzie jego śladami rezygnując dla osobistej wygody z posiadania dzieci. Rousseau sam o sobie pisał, że jest „przyjacielem ludzkości, ale jego dawny przyjaciel miał inne zdanie: „Jak to możliwe, że przyjaciel ludzkości nie jest ani trochę przyjacielem ludzi?”. Rousseau „zawdzięczamy” też mit dobrego dzikusa. Jego zdaniem człowiek pierwotny był wzorem cnót i dopiero społeczeństwo go zepsuło. Jak widać stąd już niedaleko do totalitarnych teorii budowy utopijnego społeczeństwa, w którym człowiek odzyska swoją nieskalną dobroć. Jest to zaprzeczenie wszystkiego, co ludzie wiedzieli od wieków w każdej kulturze, a chrześcijaństwo w ślad za Starym Testamentem nazywa grzechem pierworodnym mówiąc, że element zła jest w każdym z nas. I to totalitarne nastawienie widać w najbardziej chyba znanym dziele Rousseau, czyli „Umowie społecznej”. Jego propozycja państwa to państwo kontrolujące każde pole działalności ludzkiej, a nawet ludzkie myśli. Państwo ma też kształtować umysły wszystkich, w szczególności dzieci. Te pomysłu dzisiaj są wcielane coraz mocniej w życie w mocno lewicowych państwach Zachodu, a także coraz mocniej w Polsce. A jakoś nikomu nie przychodzi do głowy przykład komunisty Pol Pota wykształconego na lewicowych francuskich uniwersytetach i chłonącego poza ideologią marksistowską między innymi idee Sartre’a oraz Rousseau. To te idee spowodowały, że Pol Pot w latach 70-tych w kilka lat wymordował w imię budowy idealnego społeczeństwa blisko jedną czwartą mieszkańców Kambodży. 

Kolejny intelektualista opisany przez Paula Johnsona to osoba, filozofia której jest dzisiaj dominująca na świecie. Bożyszcze wszystkich lewicowców – Karol Marks – był postacią wyjątkowo niesympatyczną i egoistyczną.  Twórca „Manifestu komunistycznego” i obrońca robotników tak naprawdę robotnika przy pracy na oczy nigdy nie widział. A jedyna pracująca zarobkowo osoba, z którą miał styczność to jego wieloletnia służąca. I Marks, jak przystało na obrońcę uciśnionych, pensji swojej służącej nigdy nie wypłacał. Sam żył jako pasożyt utrzymywany całe życie przez innych. I do tego natarczywie domagał się wsparcia, bo jego zdaniem należało mu się. Marks nie dość, że nie miał okazji zapoznać się z prawdziwym życiem robotników, to na dokładkę był wrogi w stosunku do rewolucjonistów wywodzących się z klasy robotniczej. Patrzył na nich z pogardą i uważał ich za rewolucyjne mięso armatnie. 
Marks podobnie do Rousseau miał okropne podejście do własnej rodziny. Ten „wyzwoliciel świata” nie pozwolił swoim córkom na wykształcenie i zdobycie jakiegokolwiek zawodu. Nie uznał nigdy też swojego nieślubnego syna, którego spłodził ze swoją służącą. Tą, której nigdy nie płacił pensji. Dziecko oddano do wychowania obcym ludziom. 

Co ciekawe Marks chociaż sam był Żydem w swoich pracach jest bardzo antysemicki i rasistowski.  Powtórzenie dzisiaj jego niektórych wypowiedzi i podpisanie się pod nimi niechybnie ściągnęłoby na każdego poważne kłopoty związane z szerzeniem tak zwanej „mowy nienawiści”.  

Powyższe uwagi to tylko kilka ciekawostek z życia dwóch znaczących twórców lewicowych idei. W książce Paul Johnson opisuje też Sartra, Russela, Hemingwaya, Ibsena, Lwa Tołstoja i kilka innych postaci. Wspólną cechą większości z nich jest niesamowity egoizm i nieliczenie się z innymi ludźmi, w tym najbliższą rodziną. Każdy z nich był też przekonany o konieczności naprawy świata według jego recept, zaczynając oczywiście od zmiany innych ludzi i całego społeczeństwa. Sami zaś najczęściej mieli poważne problemy z własnym życiem, z własną seksualnością (wyjątkowa rozwiązłość, często połączona z homoseksualizmem) i alkoholem. 

George Orwell napisał kiedyś, że przekonany był o tym, że ludzie zostają socjalistami z chęci pomocy innym, a tymczasem okazało się, że znani mu ludzie w większości zostali socjalistami z powodu nienawiści do bogatych. Orwell, który sam był bardzo zaangażowanym angielskim socjalistą i znał lewicowe środowiska Europy z I połowy XX wieku wiedział, o czym pisze. 
Poczytajcie o tych, którzy proponowali i patrzcie uważnie na tych, którzy proponują dzisiaj zmieniać świat zaczynając od Was. To przyjaciele ludzkości często nienawidzący ludzi. I nie wierzmy wszystkim tym, którzy proponują proste, utopijne rozwiązania problemów świata. 
„Po ich owocach poznacie ich”. 


[1]Takie doświadczenie miałem, gdy zaproponowałem w radiowej audycji „Rachunek myśli” w „Dwójce” zderzenie poglądów Lacana z jego życiowymi ekscesami i oszustwami.

Tyrania skruchy

Tyrania skruchy

Tyrania skruchy, czyli nieskuteczne francuskie lekarstwo na „samobójstwo” Europy.

            Temat upadku Europy i przyczyn tego zjawiska są ostatnio, na szczęście, coraz częściej poruszane. I to przez osoby o różnych poglądach, stąd też różne diagnozy i różne sposoby na uratowanie europejskiej czy szerzej zachodniej cywilizacji. Wydana w 2019 roku przez PIW w serii Biblioteka Myśli Współczesnej książka Pascala Brucknera „Tyrania skruchy. Rozważania o samobiczowaniu Zachodu” jest kolejną pozycją poruszającą ten temat. We Francji została wydana w 2006 roku i została uhonorowana prestiżowymi nagrodami.  Nie jest to pozycja nowa i siłą rzeczy nie zostały w niej uwzględnione wydarzenia ostatnich lat. Ciekawa jednak jest moim zdaniem z innego powodu – pierwszy to to, co autor zauważa i dokładnie opisuje, a drugi to to, czego nie widzi i z jakiego powodu. 

Podstawowy problem związany z kryzysem tożsamości europejskiej to ujęta w tytule książki tyrania skruchy. Jak pisze autor: „Od egzystencjalizmu do dekonstrukcjonizmu, cała myśl nowożytna bezrefleksyjnie i aż do bólu stara się potępić Zachód, podkreślając jego hipokryzję, umiłowanie przemocy i wstręt, jaki budzi.” Bruckner wiąże to z wydarzeniami XX wieku, w tym nazizmu i rosyjskiego komunizmu w wyniku czego, jak pisze: „Od 1945 roku nasz kontynent żyje w torturach skruchy”, chociaż chwilę później przywołuje już znacznie wcześniejsze głosy różnych lewicowych myślicieli nie dość, że źle oceniających Zachód, to dodatkowo nawołujących do jego zniszczenia. Niezależnie od niepełnego postrzegania Europy (zapomina, że Europa nie kończy się na linii Odry) autor dosyć dobrze diagnozuje i opisuje zjawiska i idee, które doprowadziły do obecnego samobiczowania Zachodu. Nie sposób omówić wszystkich opisywanych przyczyn tyranii skruchy, ale warto wymienić chociaż kilka. Są to między innymi „religia Holokaustu”, kultura bycia ofiarą, poszukiwanie w cywilizacji europejskiej aż do prehistorii win rzeczywistych i domniemanych za wszystkie nieszczęścia na świecie czy zwycięstwo lęku w cywilizacji zachodniej. 

Obwinianie Europy i żądanie odszkodowań za kolonizację wynika z wiary w bzdurny mit „dobrego dzikusa” i zniszczeniu przez cywilizację europejską „wspaniałych kultur tubylczych” w podbijanych krajach. Bruckner kwestionuje podstawę do samobiczowania z powodu kolonializmu jako zjawiska bardzo skomplikowanego i mającego swoje złe oraz dobre strony dla kolonizowanych.  Pisząc o dekolonizacji słusznie Bruckner zauważa, że po dekolonizacji dawni kolonizatorzy nie mieli bez kolonii żadnych kłopotów. Kłopoty, i to bardzo poważne, zaczęły mieć kolonie. A mieszkańcy dawnych kolonii po uzyskaniu niepodległości najbardziej pożądali i dalej pożądają możliwości przyjazdu do dawnych kolonizatorów. Przypomina też oczywistą rzecz, że podboje to nie jest specjalność Europy, a cecha każdej ze znanych wielkich cywilizacji, z których żadna nie miała zwyczaju przepraszać za swoje działania. Dotyczy to także cywilizacji islamskiej, która w VII wieku zaczęła bynajmniej nie pokojowe podboje. I zaczyna ponownie.  

Tym samym przeszliśmy do kolejnego ważnego tematu poruszanego przez Brucknera – to powszechnie dzisiaj używane przez lewicowych polityków hasło „islamofobia”. Nie analizując całego, długiego wywodu warto zacytować stwierdzenia autora: „Pojęcie islamofobii pełni kilka funkcji: pozwala zaprzeczyć faktowi islamistycznej ofensywy w Europie, by lepiej ją w ten sposób usankcjonować … .” Warto też zacytować przywołane przez autora słowa lewicowego terrorysty Carlosa: „Dziś, gdy zagrożona jest nasza cywilizacja jest tylko jedna odpowiedź: rewolucyjny islam! Tylko mężczyźni i kobiety mający pełną wiarę w podstawowe wartości: prawdę, sprawiedliwość, braterstwo, zdolni będą podjąć walkę i wyzwolić ludzkość spod władzy imperium kłamstwa.” Słusznie Bruckner zauważa, że skrajna lewica (czyli moim zdaniem prawie cała obecna lewica) zawiera ten sojusz, bo „jej wyznawcy nigdy nie odżałowali upadku komunizmu, co oznacza, że ich prawdziwym celem nie jest wolność, ale podporządkowanie w imię sprawiedliwości”. 

To ostatnie cytowane zdanie z książki Brucknera jest dobrym impulsem do przejścia do drugiego powodu, dla którego warto zapoznać się z tą książką – czego autor nie widzi i dlaczego? Pascal Bruckner, jak na Francuza przystało chyba uważa, że cała wartościowa historia świata zaczęła się od francuskiego Oświecenia i Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Dlatego Bruckner ze zdziwieniem stwierdza, że niektórzy lewicowcy nie chcą wolności a podporządkowania, bo dalej zapewne wierzy, że komunizm to może być wolność. Jak na wiernego dziedzica krwawej i ludobójczej rewolucji 1789 roku pisze o Francji jako niosącej w przeszłości ludzkości oświecenie. I nie widzi związku pomiędzy ideami francuskiego tzw. Oświecenia i krwawą rewolucją a tragediami lewicowych dwudziestowiecznych totalitaryzmów – nazizmu i komunizmu.  Nie widzi też związku pomiędzy szaleńczymi pomysłami Rousseau i myślami Woltera a współczesną lewicową myślą od egzystencjalizmu do dekonstrukcjonizmu , które sam oskarża o bezsensowne oskarżanie Zachodu. Nie widzi związku pomiędzy ideologią marksistowską i jej współczesnymi mutacjami a powstaniem obecnych problemów, o których pisze. Nie widzi związku pomiędzy utratą wartości przez ludzi Zachodu i brakiem ich odwagi a niszczeniem wiary w europejskich społeczeństwach. O religiach pisze: „Mamy pełne prawo, dopóki brak dowodów, które by temu zaprzeczały, rzygać wszystkimi religiami jako takimi, uważać je za kłamliwe, wsteczne i ogłupiające.” Ta wypowiedź jakby żywcem z lat krwawej rewolucji 1789 roku i późniejszych lewicowych totalitaryzmów pokazuje, gdzie mentalnie jest Bruckner. Powtarza przy tym też znane od dawna kłamstwa na temat Kościoła Katolickiego, cześć z których opisałem w komentarzu do książki „Dlaczego mówią fałszywe świadectwo?”. 

Tak myślący człowiek nie jest moim zdaniem dostrzec rzeczywistego źródła obecnych problemów zachodniej cywilizacji. Stąd też i proponowane rozwiązania obecnego kryzysu są nijakie. Według Brucknera „Europa nie ma innego wyjścia, jak pogłębiać wartości demokratyczne, które sama wymyśliła”. Propozycja ta to nic innego, jak powtórzenie drogi, którą Europa już przeszła i przez to pogłębienie błędów. To sformułowanie, nie pokryte żadnymi konkretnymi propozycjami działań jako żywo przypomina mi hasła kolejnych plenów partii komunistycznej w Polsce w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku „o dalszym pogłębianiu i dalszym dynamicznym rozwoju”. Jeżeli uważany za jednego z ważniejszych myślicieli współczesnej Francji nie jest w stanie dojrzeć prawdziwych źródeł problemu, z którymi chciał się w swojej książce zmierzyć, to chyba dla Francji ratunku już nie ma. Francuzi będą musieli skorzystać z rad swych odwiecznych wrogów Anglików i zamiast Brucknera przeczytać, co radzi im Douglas Murray w „Przedziwnej śmierci Europy”. 

I na marginesie polskie wątki w książce.  Przy okazji Holokaustu Bruckner pisz o losie Żydów w Niemczech i Polsce. Redakcja dopisała „w okupowanej Polsce”. Jak przystało na wybitnego francuskiego intelektualistę autor uważa zapewne, że Polacy są odpowiedzialni za wymordowanie Żydów. I po raz kolejny o Polakach pisząc o obronie zachodnich wartości: „właśnie dlatego z „zachodnich wartości” szydzą wszyscy fanatycy, począwszy od fundamentalistów islamskich, a skończywszy na fanatykach z Polski”. Na taki komentarz można napisać tylko jedno: Panie Bruckner, stracił Pan okazję, żeby siedzieć cicho!  A swoim stwierdzeniem potwierdza Pan tylko, że nie potrafi Pan wyciągnąć logicznych wniosków nawet z tego, co sam pisze. 
Książka warta przeczytania i wyciągnięciu z wielu podanych informacji i przytaczanych przykładów samemu wniosków, do których Pascal Bruckner nie był w stanie dojść. 

I na koniec – tyrania skruchy dosięgnęła też Kościoła Katolickiego. Polecam oglądnięcie rozmowy na ten temat z Pawłem Lisickim

Zabójstwo Europy

Przedziwna śmierć Europy

„Przedziwna śmierć Europy – Imigracja. Tożsamość. Islam” Douglasa Murraya wydana w 2017 roku przez wydawnictwo Zysk i s-ka – książka aktualna i warta przeczytania. Jest to jedna z pojawiających się ostatnio publikacji o końcu cywilizacji europejskiej. Na drugiej stronie okładki umieszczono pytanie: „Dlaczego Stary Kontynent popełnia samobójstwo?”. Pytanie, na które po przeczytaniu książki można udzielić tylko jednej odpowiedzi. To nie jest samobójstwo, a zabójstwo. I to zabójstwo z premedytacją! Kogo można oskarżyć o to morderstwo na podstawie informacji przytaczanych przez Murraya? 

Pierwszą grupą, która zbudowała cały zestaw narzędzi do destrukcji Europy to lewicowi myśliciele, których Roger Scruton słusznie nazwał głupcami, oszustami i podżegaczami. Odpowiedzialni oni są za zbudowanie i upowszechnienie bezsensownych mitów, według których cywilizacja europejska to samo zło. Używa się przy tym argumentów zarówno dotyczących środowiska naturalnego, ponoć opresyjnego patriarchalnego modelu kapitalistycznego jak i rzekomego zniszczenia szczęśliwego oraz dobrego z natury człowieka pierwotnego. Ten nie mający żadnego uzasadnienia w faktach mit „dobrego dzikusa” ciągnie się za nami od czasów Rousseau. Lekarstwem ma być uznanie, że Europejczycy są gatunkiem dewastującym rajski ogród oraz szerokie otwarcie na inne, ponoć bardziej wartościowe kultury. Dzięki multikulturalizmowi nasza europejska kultura ma być jako mało wartościowa, wzbogacona przez kultury krajów arabskich i afrykańskich. Przy czym tylko w wersji islamskiej, bo chrześcijaństwo zgodnie z lewicowymi dogmatami jest opresyjną religią odpowiedzialną za rasizm, nazizm, faszyzm i co sobie tylko można złego wyobrazić. To, że jak pisał S. Huntington: „Wielokulturowość pozostaje ze swej istoty w opozycji do cywilizacji europejskiej. … Jest zasadniczo ideologią antyzachodnią” lewicowcy uznają za zdecydowanie „rasistowskie” podejście. Sami natomiast przy każdym zamachu zrobionym w imię Allaha usprawiedliwiają terrorystów przypominając dokonania islamskiej nauki. Nie zająkną się przy tym z oczywistym dla każdego porównaniem rzeczywistych osiągnięć nauki europejskiej z nikłymi rezultatami islamskimi. O „głupcach, oszustach i podżegaczach” zapewne przyjdzie jeszcze nieraz pisać, bo to wyjątkowo szkodliwi osobnicy.

Kolejna grupa, która dokonuje zabójstwa Europy to politycy. Większość z nich nauki czerpała od lewicowych myślicieli. W przypadku Europy, a w szczególności rządzących Unią Europejską mamy najczęściej do czynienia z byłymi bądź obecnymi marksistami i komunistami. Nic wiec dziwnego, że obowiązujący obecnie plan budowy nowej Europy oparty jest o komunistyczny „Manifest z Ventotene” Altiero Spinnelego. Każdy powinien sprawdzić sam, co nam szykują europejskie elity: Biała ksiega w sprawie przyszłości Europy

Murrey nie przywołał tego dokumentu (opublikowany był w 2017 czyli już po wydaniu książki), a pomogłoby mu to z pewnością wytłumaczyć dlaczego podawane przez niego masowe przypadki kłamstw polityków, nieliczenia się z opinią publiczną i realizowania obłędnej polityki imigracyjnej są tak uporczywe. Wynika to po pierwsze z przyjętego założenia o bezwartościowej kulturze europejskiej wypracowanego przez lewicowych myślicieli (o czym Murray szczegółowo pisze), a po drugie z realizacji założeń manifestu Spinnelego. Stąd ten nacisk na budowę jednego państwa i zniszczenie narodów europejskich. Imigracja jest w ich pojęciu narzędziem dokończenia dzieła niszczenia kultury europejskiej i tym samym zniszczenia narodów. Ta obłędna polityka doprowadziła do tego, że dzisiaj osoby, które deklarują swój patriotyzm natychmiast określane są mianem rasistów czy faszystów. 

Niezwykle interesujący jest stosunek politycznych elit do islamu. Lewicowe elity atakują zaciekle fundament kultury europejskiej jakim jest chrześcijaństwo i równocześnie afirmują islam. I żadne wydarzające się na co dzień rytualne mordy, masowe obrzezania kobiet, gwałty, morderstwa czy akty terroru dokonywane przez wyznawców Allaha nie są w stanie zmienić powtarzania przez nich sloganu o islamie jako religii pokoju. I nie interesuje ich to, że obywatele społeczeństw europejskich widzą, że jest inaczej. Jak pisze Murray: „W reakcjach polityków pojawia się jeszcze jeden wspólny wątek: ich zdaniem problemem nie jest islam, lecz stosunek społeczeństwa do islamu. Zamiast zabrać się do zjawiska, przeciwko któremu społeczeństwo protestuje, chcą się zabrać do protestującego społeczeństwa.”

            W tym dziele oszukańczych polityków wspiera trzecia grupa współuczestnicząca w zabójstwie Europy. To dziennikarze i właściciele mediów. Bez ich zaangażowania trudno byłoby utrzymać szczelną cenzurę prewencyjną. Informacje, które nie potwierdzają pożądanej wizji wydarzeń są skutecznie usuwane z obiegu. Przykładów w książce Murraya zastraszająco dużo. Ten sam styl działania mamy okazję obserwować w Polsce. Tak zwani dziennikarze dzisiaj to mniej lub bardziej sprawni propagandziści, dla których nie jest ważna prawda. Ważne jest to, żeby bliska im wizja świata dzięki ich działaniom miała wsparcie. W imię „postępu” nie publikuje się prawdziwych informacji o zagrożeniach związanych z islamizacją Europy. Propaguje się za to fałszywy obraz świata, fałszywy i wyidealizowany obraz islamu oraz cały czas lewicowi „dziennikarze” (czyli mniej więcej 90 % wszystkich dziennikarzy) prowadzą systematyczny atak na kulturę europejską i chrześcijaństwo stanowiące fundament cywilizacji europejskiej. Stąd też promocja wszystkiego, co sprzyja zniszczeniu chrześcijaństwa, w szczególności wszystkich ruchów sodomskich opisywanych skrótem LGBT+.

Te trzy podstawowe grupy społeczne to prawdziwi mordercy Europy. Autor „Przedziwnej śmierci Europy” dostarcza na to dużo dowodów, chociaż pisze o samobójstwie. A jaka jest konkluzja końcowa Murraya? Chyba zgodna z tym, co wie większość przeciętnych i nie zarażonych wirusem lewicowej choroby ludzi – Europy Zachodniej uratować już się raczej nie da. Europa Wschodnia ma jeszcze szansę. Jeżeli jednak nie będziemy dbali, żeby nie opanowała nas zaraza niszcząca Zachód, co nie jest łatwe, również my będziemy na przegranej pozycji. Jak pisze Murray: „Historia chrześcijaństwa była europejskim mitem założycielskim, a tym samym nienaruszalnym”. Nie pozwalajmy zniszczyć naszego nienaruszalnego fundamentu, bo to jedyna szansa na ocalenie europejskiej cywilizacji.  Bez tego fundamentu nasze dzieci i wnuki będą żyły w koszmarnym świecie niewolnictwa z dominującą kulturą śmierci.

Idee mają konsekwencje!

Idee mają konsekwencje

„Idee mają konsekwencje.” Książką, która polecam od ponad dwudziestu lat tym, którzy chcą zrozumieć źródła i przyczyny obecnego upadku kultury zachodniej. „Idee mają konsekwencje” autorstwa Richarda Weavera opublikowana została w 1948 roku (polskie wydanie w 1996 – Wydawnictwo Profesjonalnej Szkoły Biznesu z Krakowa). Ponad siedemdziesiąt lat, jakie minęło od publikacji książki potwierdziło tezy autora i dostarczyło mnóstwo dowodów na słuszność jego diagnozy. Lektura tej książki dzisiaj nie nastraja optymistycznie. Od 1948 roku wszystkie opisane przez Weavera symptomy upadku naszej cywilizacji nie tylko się znacząco nasiliły, ale pojawiły się ich nowe, znacznie gorsze, pochodne i mutacje. W swoich poszukiwaniach praprzyczyn obecnego upadku Weaver sięga do XIV wieku i średniowiecznego sporu o uniwersalia. Osobą, która miała znaczący wpływ na zmianę kierunku myślenia i która przyczyniła się do fatalnej w skutkach doktryny nominalizmu był William Ockham. Co ciekawe, podobne stanowisko przedstawił Bendykt XVI w słynnym wykładzie ratyzbońskim. To pęknięcie powstałe w XIV wieku od tego czasu cały czas się powiększało prowadząc prostą drogą do widocznego już końca naszej cywilizacji. Powie ktoś, że wiązanie zdarzeń sprzed 600 lat z dniem dzisiejszym to przesada, ale wszyscy historycy starożytności twierdzą, że przyczyny upadku Imperium Rzymskiego należy umieścić cztery stulecie zanim to sobie powszechnie uświadomiono. 

Nie sposób w tej krótkiej recenzji prześledzić cały niesłychanie ciekawy i niepokojący wywód Weavera. Skupmy się na kilku punktach. Pierwszym powszechnym, a z pewnością błędnym przekonaniem sygnalizowanym przez autora jest myślenie według postępowej teorii historii. Bardzo często spotykamy się z przekonaniem, że cała historia to nieustanny postęp i teraz na pewno jesteśmy w punkcie najwyższego dotąd rozwoju. Przekonanie takie jest podtrzymywane przez lewicowych myślicieli, w szczególności od czasów tzw. „Oświecenia”. Pozwala to na podtrzymywanie lewicowych mitów, pomimo oczywistych faktów im przeczących. Komunizm ma się dobrze pomimo stu kilkudziesięciu milionów ofiar tego systemu, bo jest przecież najwyższą formą rozwoju. Mam tu na myśli też obecne wykwity myśli marksizmu kulturowego, czyli dominującej dzisiaj w całym zachodnim świecie ideologii. Wszystkie obecne szaleństwa zawsze są pokazywane jako postęp. Moim zdaniem każdemu znającemu chociaż trochę historię hasło „postęp” powinno nakazywać włączenie najwyższego stopnia czujności i nieufności.

Bardzo ciekawe są uwagi Weavera poświęcone zmianie języka, którym się posługujemy. Coraz częściej mamy z tym do czynienia – lewica dość skutecznie działa w kierunku zmiany znaczenia słów lub doprowadza do zakazu używania tych, które uważa za „oceniające” i „źle wartościujące”. W podtytule rozdziału „Potęga słowa” autor cytuje Emersona: „Stopniowemu upadkowi człowieka towarzyszy upadek języka”. I trudno się z tym nie zgodzić. Autor odnosi się bardzo krytycznie do współczesnych mu semantyków. Ich wysiłki zmierzające do likwidacji polaryzacji podglądów poprzez zmianę języka ocenia, moim zdaniem trafnie jako próbę zakłamania rzeczywistości. Semantycy widzieli uprzedzenie w każdym epitecie – rozwinięcie ich myśli mamy na co dzień w formie poprawności politycznej. Od czasu publikacji książki i już po śmierci Weavera sytuacja radykalnie się pogorszyła. Ciekawe co Weaver powiedziałby o postmodernistach i dekonstrukcjonistach, którzy doprowadzili to, co zaczęli semantycy do kompletnego absurdu.   Irracjonalizm, który zarzuca Weaver semantykom w wypadku postmodernistów został spotęgowany. Zapewne też przypomniałby im przywoływane w książce słowa Tukidesa wypowiedziane podczas nieszczęść wojen peloponeskich: „zwyczajna akceptacja powiązania słów z rzeczami była zmieniana stosownie do upodobań ludzi.” Dzisiaj widzimy, jak ideolodzy gender stosownie do swoich upodobań wiążą słowa z rzeczami szykując nam w ten sposób kolejne nieszczęścia.  

I na koniec jeszcze jedna uwaga autora z rozdziału „Psychika zepsutego dziecka”, w którym opisana jest kondycja ówczesnego Amerykanina (lata czterdzieste XX wieku!). Człowieka, który nie potrafi widzieć związku pomiędzy wysiłkiem a nagrodą. Zaspokającego zachcianki, które wmówiły mu środki masowego przekazu (telewizja była wtedy w powijakach i Weaver pomija ją w swoich rozważaniach!). Myślącego, że postęp jest automatyczny i rozumiejącym prawo do poszukiwania szczęścia jako prawo do jego posiadania. I kiedy przychodzi przywrócić prawdziwe wartości „…, gwałtownie potrzebujemy uwydatnienia faktu, że nie ma żadnego związku pomiędzy stopniem doznawanej wygody a osiągnięciami jakiejś cywilizacji. Wręcz przeciwnie, odpoczynek jako forma spędzania czasu jest jedną z najpewniejszych oznak trwającego lub nadciągającego upadku. … Kult komfortu jest więc jedynie kolejnym aspektem decyzji, którą człowiek podjął – że postanawia żyć tylko w tym świecie”. 

Kilka powyższych uwag dotyczących książki Richarda Weavera to moje luźne impresje związane z dniem dzisiejszym. Wybrałem tematy, dla których „wyzwalaczem” była lektura informacji w internecie o „postępach” szerzenia ideologii gender czy kolejny długi weekend w Polsce poświęcony kultowi grilla i piwa, a nie świętowaniu uroczystości Bożego Ciała.  Być może większość ludzi skutecznie zindoktrynowana przez lewicowe środki masowego przekazu nie chce myśleć o przyszłości, gdyż jak pisze Weaver: „Szczere spojrzenie w przyszłość jest nieprzyjemne dla słabych na umyśle, bo daje ostrą lekcję ograniczeń i konieczność odpłaty.” 

Jak chcecie zrozumieć, co się naprawdę dzieje z naszą cywilizacją koniecznie przeczytajcie o tym, że idee mają konsekwencje.   

Nowoczesna edukacja?

Psychopedagogiczne mity

            Od wielu lat w Polsce reformuje się edukację pod hasłem „nowoczesna i przyjazna uczniom szkoła”. A tymczasem badania efektywności nauczania robione od lat pokazują ciągły spadek poziomu edukacji. Nie trzeba nawet specjalnie czytać wyników badań – wystarczy porozmawiać z pracodawcami, wielu z których bez ogródek mówi o tym, że absolwenci szkół z roku na rok są coraz głupsi. Coraz gorzej jest też z dyscypliną w szkole. Agresja jest na porządku dziennym[1]

Jak to więc jest z edukacją i dlaczego nowoczesne metody nauki i wychowania jakoś nie dają pożądanych rezultatów. Częściową odpowiedź na to pytanie można znaleźć w książce Tomasza Garstki „Psychopedagogiczne mity. Jak zachować naukowy sceptycyzm w edukacji i wychowaniu” wydanej w roku 2016 przez wydawnictwo Wolters Kluwer. Autor jest członkiem Klubu Sceptyków Polskich i ma spore doświadczenie zawodowe w dziedzinie edukacji i szkoleń nauczycieli. W książce przeanalizował szereg modnych metod nauczania i to, jak jest w edukacji stosowana perspektywa naukowa. Na kilka z istotnych informacji zawartych w tej książce chciałbym zwrócić uwagę. 
Pierwszą informację, która może zadziwić to to, że dopiero w roku 2009 pojawiły się postulaty stworzenia pedagogiki opartej na dowodach! Do dzisiaj więc praktycznie wszystkie teorie nauczania to pedagogika nie oparta o żadne dowody. Krótko mówiąc dotychczasowa pedagogika nie spełnia kryteriów naukowości i znane teorie pedagogiczne, w tym te, które są wprowadzane w ramach „nowoczesnej szkoły”, nie mają podstaw naukowych. Więcej wartości mają więc chyba wielowiekowe doświadczenia, od Platona począwszy niż modne pomysły. Jakie to pseudonaukowe pomysły funkcjonujące w polskich szkołach opisuje Tomasz Garstka? Oto lista niektórych omawianych pseudonaukowych metod, z którymi możecie się zetknąć w polskich szkołach: kinezjologia edukacyjna, NLP czyli Neuro-Lingwistyczne Programowanie, Integracja Sensoryczna, neurodydaktyka, piramida uczenia Dale’a, style uczenia, inteligencje wielorakie czy wzmacnianie samooceny ucznia (psychologia własnej wartości).

Przeglądnąłem ofertę lokalnej poradni psychologiczno-pedagogicznej i oczywiście są tam oferowane działania z powyższej listy. Przeglądnąłem parę księgarni internetowych i możecie w działach dla nauczycieli znaleźć pozycje opisujące metody wymienione wyżej. Pseudonauka jest obecna wszędzie. 

Wspomniałem na początku o agresji w szkole. Według jednego z pseudonaukowych mitów pedagogicznych omawianych w książce należy budować poczucie własnej wartości u uczniów. Ma to być lekarstwo na sukces życiowy, a zgodnie z tym mitem osoby o niskim poczuciu własnej wartości są bardziej agresywne. A co na to wyniki badań naukowych? Otóż badania wykazują „brak związku między poczuciem własnej wartości a ocenami w szkole i osiągnięciami zawodowymi dorosłych”.  Jest raczej odwrotnie – to dobre wyniki w szkole są po części odpowiedzialne za wysokie poczucie wartości. Wysiłki, by podwyższyć samoocenę uczniów, nie wpływają na polepszenie osiągnięć edukacyjnych, a czasem mogą przynosić odwrotne skutki. Według mitu dzieci o niskim poczuciu własnej wartości są agresywne. A tymczasem: „Dowiedziono czegoś przeciwnego: to dzieci o wysokim poczuciu własnej wartości są częściej bardziej agresywne i bardziej narcystyczne.” No to może mamy jakąś odpowiedź skąd wzrastająca agresja w szkołach? 

Warto zapoznać się ze wszystkimi mitami opisanymi w książce. Trzeba mieć jednak świadomość, że Tomasz Garstka pokazuje tylko czubek góry lodowej.  Zaznacza w swojej książce problem dużo poważniejszy, ale opisuje go bardzo skrótowo. Mam na myśli wchodzące szeroką falą do szkół motywowane ideologią lewicową i oparte o postmodernizm i marksizm teorie. Mam tu na myśli między innymi pedagogikę krytyczną i antypedagogikę, która rujnuje umysły młodych ludzi. Wchodzi też do szkół i poradni psychologiczno-pedagogicznych odrzucona przez naukową psychologię post-freudowska psychoanaliza. Dotyka ona szczególnie dzieci, które podlegają terapii. A co ma do powiedzenia o dziecku w szkole psychoanaliza? Pozwolę sobie przywołać wypowiedź Hanny Segal cytowaną w książce: „Dla wielu dzieci budynek szkoły stanowi symboliczne ciało matki, podczas gdy nauczyciel wewnątrz symbolizuje ojca. Z tego punktu widzenie cała aktywność szkolna może być doznawana jako penetrowanie ciała matki, a sama nauka nabierać symbolicznego znaczenia: na przykład liczby i litery będą podówczas reprezentować genitalia, z literą „l” symbolicznie przedstawiającą męskie genitalia oraz literą „o” reprezentującą żeńskie; podobnie grupy dwóch liter lub liczb mogą reprezentować stosunek seksualny”. Ciekaw jestem, czy przeciętni nauczyciele szczerze zaangażowani w swoją pracę i poznający na szkoleniach różne „nowoczesne” metody wiedzą, o jaki fundament są one oparte. 

            Jaka będzie polska edukacja w przyszłości? Moim zdaniem jeszcze gorsza niż dzisiaj. Pomimo ukazywania w takich książkach jak „Psychopedagogiczne mity” bzdur i pseudonaukowości różnych „nowoczesnych” metod edukacji i wychowania mają się one dobrze, wspierane są przez MEN i coraz bardziej agresywną lewicę, w tym na uniwersytetach. I nikomu nie przeszkadza pseudonaukowość, bo dla lewicy postmodernistycznej to zaleta. Zdaniem zbyt wielu mających wpływ na system edukacji szkoła nie ma dawać wiedzy, a ma budować poczucie własnej wartości – może być fałszywe –  i tworzyć z uczniów bojowników o marksistowską sprawiedliwość społeczną. A bojownicy nie muszę dużo wiedzieć, mają realizować rozkazy. 

Gorąco zachęcam do lektury!


[1]Ostatni akt agresji to zabicie kolegi przez 15-latka w dniu 10 maja 2019 r. w szkole w Marysinie Wawerskim.

„Zakazana psychologia” czyli o bzdurach opanowujących świat ciąg dalszy.

Zakazana psychologia

Psychologiczne bzdury opanowujące świat, a w tym przypadku Polskę, śledzi od lat psycholog dr Tomasz Witkowski. Wydał kilka książek, z których chyba najbardziej znana to dwutomowa publikacja „Zakazana psychologia”. Pierwszy tom ma znaczący podtytuł „Pomiędzy nauką a szarlatanerią”. W ramach swojej walki o naukową i bezpieczną dla ludzi psychologię demaskuje bzdury i szarlatanerię wspierane przez ludzi z naukowymi tytułami. Tomasz Witkowski jest autorem polskiej wersji prowokacji Sokala, którą przypomniałem w jeden z pierwszych recenzji książek. W wersji Witkowskiego prowokacja polegała na wysłaniu artykułu do redakcji najpopularniejszego polskiego popularnego magazynu psychologicznego „Charaktery” pełnego bzdur, ale napisanego na modłę naukową. Oczywiście te bzdury zostały opublikowane, a redakcja wręcz zachęcała do rozwijania tematu. O szczegółach warto poczytać na blogu Tomasza Witkowskiego.

W dwóch tomach „Zakazanej psychologii” autor rzetelnie i w oparciu o udokumentowane źródła pokazuje, jak modne, pseudonaukowe bzdury wpływają na nasze życie. I co ważniejsze pokazuje funkcjonujący w środowisku naukowym mechanizm, bardzo niebezpieczny, który powoduje, że w nauce mogą funkcjonować pseudonaukowe hipotezy i teorie. A co gorsza, te pseudonaukowe teorie są traktowane jako pewne i zweryfikowane oraz stanowią podstawę do budowania w oparciu o nie nowych teorii. W ten sposób powstają piramidalne bzdury. I wygląda na to, że takich przypadków, nie tylko w psychologii, jest bardzo dużo. Warto mieć świadomość istnienia takich zjawisk i że nie zawsze to co jest przedstawiane jako naukowe jest naukowym naprawdę. Tym bardziej warto o tym wiedzieć, ponieważ część tych bzdurnych pomysłów jest wdrażana w życie i wywiera nas bezpośredni, często znaczący wpływ.  

Wracając do psychologii warto wymienić, w uzupełnieniu do przykładów już przytoczonych przy okazji recenzji „50 mitów psychologii popularnej”, co Witkowski wymienił w swojej książce jako pseudonaukowe, a funkcjonuje w powszechnej świadomości i praktyce na co dzień. Pierwszym ważnym tematem jest demistyfikacja postaci Zygmunta Freuda i wartości jego prac. Prac, które wywarły i wciąż wywierają znaczący wpływ na społeczeństwo, a które są najczęściej pseudonauką lub zwykłą szarlatanerią. Ponieważ tej postaci warto się przyjrzeć dokładniej przy innej okazji zacytuję tylko opinię Witkowskiego: „Nikt, kto podchodzi poważnie do nauki, nie traktuje już serio psychoanalizy …”. Czy aby na pewno tak jest? 

Kolejny ciekawy temat to ciągle modne i popularne programowanie neurolingwistyczne, czyli NLP. Na kursy NLP można natknąć się wszędzie. W księgarniach mnóstwo książek o NLP. Większość tak zwanych trenerów rozwoju osobistego przyznaje się do praktykowania tej metody. To, że jest to pseudonaukowa bzdura nie przeszkadza w jej reklamowaniu, powstawaniu organizacji ją promujących i wmawianiu ludziom, że jest to skuteczna droga do zmiany. Jak rozmawiacie z osobami oferującymi Wam pomoc w rozwiązywaniu osobistych problemów, sprawdźcie czy nie są to „czarodzieje” NLP. Szkoda Waszego czasu i pieniędzy. 

Pseudonauka jest obecna w każdej dziedzinie życia. Ale dla mnie przerażające jest to, że pseudonaukowe metody stosuje się w wychowaniu dzieci. Co nie pozostanie bez skutków dla przyszłych pokoleń. Jedną z pseudonaukowych metod, z którą dzieci spotykają się od przedszkola jest kinezjologia edukacyjna Paula Dennisona. Co ciekawe ta pseudonauka ma wsparcie Ministerstwa Edukacji Narodowej i innych znaczących instytucji z obszaru edukacji. To, że cała seria poważnych publikacji jasno określa kinezjologię edukacyjną jako pseudonaukę i wskazuje brak jakichkolwiek dowodów na skuteczność jej działania nie przeszkadza tym instytucjom na jej wspieranie. Takie podejście MEN do pseudonauki powoduje, że w edukacji pseudonaukowych bzdur stosuje się dużo więcej, z pedagogiką krytyczną na czele. Skutki już zaczynają być widoczne, a będzie jeszcze gorzej.

Sporo miejsca w swojej książce poświęcił autor roli psychologów jako biegłych w procesach sądowych. Zebrany materiał jest szokujący i wystarczający do natychmiastowego, znacznego ograniczenia roli psychologów, o ile nie do całkowitego pozbycia się ich z sal sądowych. Nic takiego jednak nie nastąpiło, a psychologów wszędzie coraz więcej. Na pewno nie ku naszemu pożytkowi. 

Gorąco zachęcam do przeczytania „Zakazanej psychologii” Tomasza Witkowskiego. Warto też oglądnąć jego wykłady na YouTube:

Bzdury opanowują świat

50 mitów psychologii

      W recenzji książki „House of Cards. Psychologia i psychoterapia zbudowane na micie” poruszyłem istotny moim zdaniem temat małej wiarygodności tak zwanych nauk społecznych. Jedną z tych nauk, szczególnie mnie interesującą, jest psychologia. Zainteresowanie to sięga mojej pierwszej lektury „Wstępu do psychoanalizy” Freuda w 1982 roku. Dlaczego uważam, że warto się psychologią interesować? Z dwóch podstawowych powodów. Po pierwsze jest to jakaś forma poznania i możliwości poprawy samego siebie. Po drugie psychologia, zwłaszcza w czasach dzisiejszych, wywiera wielki wpływ na nasze codzienne życie. Przyjrzyjmy się tym razem temu drugiemu powodowi mojego zainteresowania psychologią. Czy naprawdę psychologia wywiera na nas tak wielki i codzienny wpływ? Moim zdaniem tak. Nasze dzieci wychowywane są według zaleceń psychologów. Kształtujemy w ten sposób przyszłość społeczeństw. Nasze codzienne decyzje i wybory często opieramy na wskazaniach wszechobecnych doradców-psychologów. W każdej telewizji w celu wyjaśniania sytuacji trudnych w życiu jednostki lub społeczeństwa możemy spotkać tabuny psychologów gotowych wyjaśnić wszystko i udzielić bezcennych rad. Kioski z gazetami są pełne różnych wyspecjalizowanych periodyków poświęconych psychologii, a w każdej popularnej gazecie są kąciki porad. W naprawdę trudnych dla wielu osób sytuacjach o ich losach decydują psychologowie – o przyznaniu opieki nad dzieckiem po rozwodzie czy tez o pozbawieniu praw rodzicielskich, o stwierdzeniu skłonności do popełnienia przestępstwa i wynikającym z tego wyroku sądu czy też ocenie przydatności do zawodu. Siła oddziaływania psychologów jest bardzo wielka, nawet jak z tego nie zdajemy sobie sprawy. Spróbujmy się przyglądnąć powszechnie uznanym za niepodważalne i funkcjonującym w świadomości społecznej na równi z prawami fizyki stwierdzeniom z dziedziny psychologii. Zapewne każdy z nas zna poniższe sformułowania:
– okresowi dojrzewania nieodłącznie towarzyszą poważne zawirowania psychiczne,
– kryzys wieku średniego to powszechna przypadłość,
– hipnoza pozwala dotrzeć do wypartych wspomnień,
– ludzie zazwyczaj wypierają wspomnienia o traumatycznych przeżyciach,
lepiej wyładować złość, niż ją w sobie tłumić,
– niskie poczucie własnej wartości to główna przyczyna problemów psychicznych,
– większość osób molestowanych seksualnie w dzieciństwie cierpi później na poważne zaburzenia osobowości,
– osoby wychowywane w rodzinach alkoholików mają problemy określane jako zespół DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików – „kreatywni” psychologowie temat rozwinęli i dzisiaj już mówi się o DDD – Dorosłe Dzieci z rodzin Dysfunkcyjnych, przy czym co jest dysfunkcją decydują arbitralnie sami).

     To tylko niewielka cześć sformułowań, z którymi każdy z nas na pewno nie raz miał okazję się zetknąć. Biorąc pod uwagę tak zwany zdrowy rozsądek wydaje się być oczywiste, że dziecko wychowane w złych warunkach i molestowane będzie miało w dorosłym życiu poważne problemy wynikające z doświadczeń z dzieciństwa. Tak samo każdy z nas tak często słyszał w różnych filmach o wypieraniu złych doświadczeń, że uważamy to za coś w zasadzie oczywistego. Podobnie dziesiątki filmów mówiących o buncie nastolatków czy kryzysie wieku średniego spowodowały, że nikt nawet nie kwestionuje istnienia takich zjawisk.
A jaka jest jedna wspólna cecha wszystkich wymienionych wyżej i istniejących w powszechnej świadomości stwierdzeń psychologów? Otóż z naukowego punktu widzenia wszystkie powyższe stwierdzenia to bzdury.
Z tym i szeregiem innych mitów psychologii popularnej możecie się zapoznać w książce „50 wielkich mitów psychologii popularnej. Półprawdy, ćwierćprawdy i kompletne bzdury” wydanej przez Wydawnictwo CiS w 2017 roku. Autorzy – Scott O. Lilinfeld. Steven Jay Lynn, John Ruscio i Barry L. Bernstein,to amerykańscy profesorowie psychologii, którzy widząc niesłychanie duży wpływ psychologii, zwłaszcza jej popularnej wersji istniejącej w medialnym świecie, napisali książkę pokazującą co jest, a co nie jest prawdziwe. Dzięki temu po zapoznaniu się z ich pracą każdy z czytelników ma dobre podstawy do uniknięcia podjęcia złych decyzji opartych o natrętnie szerzoną nieprawdę. Część z opisywanych przez nich tematów jest mocno niepoprawna politycznie. Stwierdzenie, że molestowanie nie powoduje u większości dzieci żadnych problemów w ich dorosłym życiu w dzisiejszych czasach jest traktowane jako wsparcie pedofilii. Warto o tym poczytać i o tym, jak Kongres Stanów Zjednoczonych przegłosował jednogłośnie, że wyniki, że wyniki badań naukowych są nieprawdziwe. To pokazuje jak irracjonalny jest współczesny świat – głosowaniu poddaje się wyniki naukowych badań! Nic dziwnego, że potem można przegłosować wszystkie inne bzdury rodem z lewicowych ideologii.

     Książka, którą każdy powinien dla dobra własnego i bliskich przeczytać, żeby skutecznie oddzielać ziarno od plew. Zwłaszcza, że lista półprawd, ćwierćprawd i kompletnych bzdur, z którymi spotkamy się na co dzień obejmuje poza tytułowymi pięćdziesięcioma co najmniej 100 (!) innych pozycji. Czytajcie i polecajcie innym!

Marksista o Jezusie

Jezus ośmieszony

         Pierwszy wpis na blogu w kategorii „Religia” zaczynam od książki Leszka Kołakowskiego „Jezus ośmieszony. Esej apologetyczny i sceptyczny” (Wydawnictwo Znak, Kraków 2014). Czy to nie jest z mojej strony jakaś prowokacja? Czy osoba mocno zaangażowana w latach 50-tych w budowę komunizmu w Polsce, filozof kojarzony z marksizmem to naprawdę autor, od którego warto zaczynać na blogu temat religii? Ocenimy na końcu.
        W trakcie rozmów o przyszłości Europy spotykam się często z problemem oddzielania tego co nazywamy cywilizacją czy kulturą europejską od chrześcijaństwa. Większość osób nie wie i nie chce wiedzieć, że fundamentem cywilizacji europejskiej jest chrześcijaństwo. Najczęściej słyszę o greckich czy rzymskich korzeniach, a na wspomnienie o chrześcijaństwie prawie zawsze słyszę o inkwizycji, stosach, katarach i albigensach. No i oczywiście o pedofilii czy bogactwie Kościoła i jego dostojników. Proste pytania o starożytną Grecję czy Rzym pokazują, że większość z pytanych wie tyle, co zobaczyli w popularnych filmach. Ich zafałszowaną wiedzę i obraz starożytności kształtują scenarzyści z Hollywood. O historii Europy i historii chrześcijaństwa prawie wszyscy wiedzą tyle, co nic. Ale wróćmy do Kołakowskiego. Jednym z jego obszarów zainteresowań była filozofia religii i historia europejskiej kultury. W połowie lat osiemdziesiątych napisał on esej, który opublikowany został po raz pierwszy w Polsce w roku 2014: „Jezus ośmieszony. Esej apologetyczny i sceptyczny” . Podstawowe pytanie, na które starał się w tym eseju odpowiedzieć to: ”Czy nasza kultura przeżyje, jeśli zapomni Jezusa?”. Na to pytanie większość osób odpowiada dzisiaj – moim zdaniem błędnie – jednoznacznie: TAK. Ale najczęściej nikt już nawet takiego pytania nie zadaje. Tak mocno w ostatnich latach zmieniono świadomość społeczną, że mało komu takie pytanie rodzi się w głowie. A jaką odpowiedź znajduje Leszek Kołakowski? Pierwsza, bardzo ciekawa uwaga dotyczy przesłania Jezusa:Chrześcijaństwo traci cały swój sens historyczny, moralny i religijny w momencie, gdy zapomni się o tej najważniejszej idei: że wszystkie wartości doczesne są tylko względne i drugorzędne. Znamy oczywiście w naszej epoce ludzi, którzy usiłują nas przekonać, że rdzeniem przesłania Jezusa jest taki czy inny system polityczny, egalitaryzm, rewolucja, upaństwowienie fabryk, zniesienie własności prywatnej. ….. Nie są oni chrześcijanami w żadnym uznanym sensie i nie ma potrzeby poświęcać im uwagi.” Z jednym w tej wypowiedzi tylko się zgodzić nie mogę – należy poświęcać uwagę takim ludziom, bo takie podejście coraz mocniej jest widoczne także w Kościele. Idąc za myślą Kołakowskiego można by powiedzieć, że mamy coraz mniej chrześcijan w Kościele Katolickim. Co pisze dalej Kołakowski o Jezusie:
Ale my wiemy, że On ma rację. Wiemy, że przynajmniej dla części wielkich problemów ludzkości nie ma rozwiązań czysto technicznych czy organizacyjnych, że wymagają one tego, co Jan Chrzciciel nazwał metanoją, przemianą duchową. ….. Polega ona na uznaniu, że korzenie zła są w nas, zanim wrosną w instytucje i doktryny.” Myśl jak najbardziej słuszna, ale mam wrażenie, że coraz mniej ludzi chce zaakceptować takie podejście, które Kołakowski uważa za oczywiste. Większość z nowoczesnych ludzi nie chce uznawać żadnych swoich działań za złe, a na wspominających o grzechu patrzą z niedowierzaniem. Jak pisze Kołakowski:
Jeżeli wyobrażam sobie, że grzeszę, muszę po prostu pójść do psychoanalityka, a on mnie wyleczy z tych urojeń. …. Wyobrażenie, że zło jest we mnie, w tobie, w nim, w niej, jest godne pogardy i infantylne.” Takie podejście, jak słusznie autor zauważa, to odejście od odróżniania dobra i zła. Czyli koniec moralności.
Jakie skutki „zapominania o Jezusie” Kołakowski prognozuje? Jednoznacznie negatywne. A odpowiedź o braku widocznych skutków (przypominam, że tekst pochodzi sprzed ponad trzydziestu lat) jest prosta i oczywista, chociaż prawie nigdy nie akceptowana przez wojowników o „sprawiedliwość społeczną”: „Ponieważ naprawdę szybki proces tak zwanej „sekularyzacji” czy „dechrystianizacji”, czy „paganizacji” (….) trwał zaledwie około trzech dziesięcioleci, trudno ekstrapolować te tendencje na nieokreśloną przyszłość. Kto wie, jak długo będzie mogło przeżyć, nie ześlizgując się w Hobbesowski „stan natury”, społeczeństwo, które nauczyło się i przyjęło, że nie istnieje żadne dane, gotowe rozróżnienie dobra i zła, a więc poczucie winy jest chorobą lub reliktem starych przesądów?”.
Trzydzieści lat później coraz wyraźniej widać, że społeczeństwo dosyć szybko ześlizguje się w „stan natury”. Zgodnie z założeniami marksizmu kulturowego budującego antykulturę. Dlaczego tak się dzieje? Kołakowski jednoznacznie wyjaśnia:
Prawdziwe korzenie naszej cywilizacji to narracja ewangeliczna i osoba Jezusa, Jego nauczanie jako słowo pochodzące od Niego, a nie wiedza abstrakcyjna, przedestylowana lub skodyfikowana w formie teologii moralnej.” I w innym miejscu: „Dlatego właśnie nieobecność Jezusa zapowiada śmierć cywilizacji, której spadkobiercami wciąż jesteśmy; drugą zaś śmiercią Jezusa byłoby samoukrzyżowanie tej cywilizacji”. Nic dodać, nic ująć.
I na zakończenie bardzo celna uwaga z eseju Kołakowskiego dotycząca rad dla Kościoła, które mają zapewnić mu przetrwanie i rozwój w przyszłości. Jakże aktualna dzisiaj, gdy zbyt często Kościół zaczyna angażować się w doczesne tematy:
Kościołowi udziela się rad: ma energicznie wspierać to czy tamto – feminizm, reformy rolne, rewolucje polityczne, prawa homoseksualistów, rozbrojenie – w ten sposób odzyska to, co stracił. Złudzenie!” I dalej: „Po co nam chrześcijaństwo, jeśli jest tylko politycznym lobby? … Chrześcijaństwo nie ma ani obowiązku, ani prawa angażować się w jakąkolwiek sprawę tylko dlatego, że jest modna, i dlatego, że w przeciwnym razie ryzykuje, iż jeszcze bardziej „wyalienuje się” z życia publicznego; nie ma ani obowiązku, ani prawa utożsamiać się z żadnym świeckim ruchem, nawet całkowicie godnym pochwały z moralnego punktu widzenia. Ma ono obowiązek i prawo wspierać we wszystkich konfliktach to, co odpowiada moralnie jego wymogom, ale jeśli za każdym razem nie kładzie nacisku na nie-absolutny charakter wartości doczesnych, działa samobójczo i traci znaczenie, ponieważ jego obecność w świecie jest ważna o tyle, o ile jest obecnością Jezusa Chrystusa, to znaczy trwaniem ponadczasowego w czasowym” .

Teraz chyba jest jasne, dlaczego uznałem, że warto przedstawić esej Kołakowskiego. Nie jest to człowiek Kościoła, ma za sobą długą drogę od zaangażowania w marksizm i komunizm chyba do wiary – na jego nagrobku umieszczony został krzyż. Tym bardziej wykorzystanie jego przemyśleń dotyczących wagi osoby Jezusa dla przetrwania europejskiej cywilizacji w rozmowach z nastawionymi lewicowo osobami może być pożyteczne. Przeczytajcie i polecajcie tą książkę innym.