luty 2020

Czas szamanów?

Psychoterapia bez makijażu

Jednym z większych problemów dzisiejszego świata jest pogarszająca się kondycja psychiczna społeczeństw. Depresja stale pnie się w górę na liście najpowszechniejszych chorób WHO i niedługo będzie na 1 miejscu LINK . W Polsce przerażające są statystyki samobójstw wśród dzieci i młodzieży – więcej młodych ludzi popełnia samobójstwo niż ginie w wypadkach samochodowych LINK LINK . Wśród dorosłych, zwłaszcza mężczyzn, nie jest lepiej. Jesteśmy na drugim miejscu w Europie pod względem ilości samobójców. Szacuje się, że 10% młodych ludzi wymaga specjalistycznej pomocy. Także wśród osób starszych coraz częściej można usłyszeć o korzystaniu z psychoterapii. Organizowane są więc kampanie medialne mające zachęcić ludzi do korzystania z psychoterapii. Zagadnienie jest bardzo poważne. Warto więc przyjrzeć mu się dokładniej. Nigdy nie wiadomo, czy w naszym otoczeniu nie znajdzie się osoba, która będzie potrzebowała pomocy psychoterapeutycznej. Psychoterapii przyjrzał się z bliska Tomasz Witkowski w swojej książce „Psychoterapia bez makijażu. Rozmowy o terapeutycznych niepowodzeniach” (Wydawnictwo „Bez maski”, Wrocław 2018). Książka składa się z serii wywiadów z osobami, które w wyniku terapii odniosły poważne szkody na zdrowiu. Po każdym wywiadzie umieszczony jest komentarz w formie rozmowy autora ze znaną w świecie psychiatrii lub psychoterapii osobą. Nie sposób przytoczyć wszystkich przykładów poruszonych w książce. Wspomnę tylko dwa z opisanych przypadków, które skomentowane zostały przez znanych profesorów: Jerzego Aleksandrowicza i Jacka Bombę. Pierwszy przypadek to historia psychoterapii szkoleniowej, której poddał się kandydat na psychoterapeutę. W wielu organizacjach skupiających psychoterapeutów przejście własnej psychoterapii jest obowiązkowe. Osoba ta, normalny i zdrowy człowiek, znający mechanizmy, którym był poddawany i sam pracujący w roli terapeuty, swoją psychoterapię szkoleniową zakończył próbą samobójczą. Uratowano mu życie, ale zniszczenia organizmu są tak wielkie, że do końca życia nie odzyska zdrowia. Drugi przypadek to terapia, której poddała się młoda osoba, raczej z zamiarem drobnej korekty swojego zachowania, bo wydawało się jej, że może to pomóc w karierze w znanej firmie konsultingowej. (Prof. J. Bomba określił w książce taką terapię mianem „psychoterapii kosmetycznej”). Efekt tej „kosmetyki” to 8 lat straconego życia w wyniku prawdziwych problemów, jakie terapia wywołała. I przekonanie, że psychoterapeuci są sektą, a psychologia to religia.  Inne przypadki są nie mniej bulwersujące. Przy czym, co warto dodać, psychoterapeuci w opisywanych przypadkach to ludzie dobrze wykształceni będący członkami stowarzyszeń terapeutów, w tym jeden z tytułem profesorskim.  Od razu narzuca się pytanie – czy terapie są badane pod kątem potencjalnej szkodliwości i czy korzystający z terapii są o możliwych skutkach informowani? Odpowiedź jest dla nieznających wcześniejszych publikacji Witkowskiego szokująca – praktycznie nikt nie bada terapii pod tym kątem. Nie tylko w Polsce, ale i na świecie nie ma rzetelnych badań na dużych próbach! I nikt nikogo o potencjalnych szkodliwych skutkach terapii nie informuje. Wiadomo za to na pewno z badań – przytaczanych przez Witkowskiego w trzytomowej serii „Zakazana psychologia” – że brak jest przekonujących i jednoznacznych dowodów na skuteczność większości rodzajów psychoterapii[i]. Udokumentowane pozytywne oddziaływanie mają na pewno terapie poznawczo-behawioralne (CBT). Wiemy, że wszystkie terapie oddziaływują na człowieka, ale efekty mogą być zupełnie inne od oczekiwanych, co pokazują drastyczne historie opisane w książce. Co na to znani profesorowie? Moją uwagę zwróciło kilka wątków w ich wypowiedziach, które są istotne do oceny psychoterapii i odpowiedzi na tylko na jedno z wielu rodzących się pytań: to nauka czy szamaństwo. Pozwolę sobie kilka wypowiedzi przytoczyć zaczynając od prof. Aleksandrowicza: „… rola doświadczenia życiowego i osobowość terapeuty jest niewątpliwa i chyba większa niż jego wiedza teoretyczna” (str. 59), „Psychoterapeuta musi doświadczyć własnego uczestniczenia w tym procesie…. Wątpię, by można było uzyskać tę wiedzę wyłącznie z książek. Zwłaszcza, że w doświadczeniu psychoterapii napotykamy na wiele zjawisk, których nie potrafimy nazwać.” (str. 60).  A w odpowiedzi na pytanie Witkowskiego czy psychoterapia jest bardziej religią czy nauką profesor odpowiada: „Psychoterapeuci różnie o niej mówią: że jest sztuką, techniką, umiejętnością, wyznaniem, także – chociaż rzadziej – że jest wiedzą naukową.” (str. 62). Na stronie 63 Aleksandrowicz mówi o pojęciach, jakimi się posługują psychoterapeuci: „Na uznawanie przez nich za prawdziwe różnych twierdzeń, a raczej mitów – na temat wglądu, przeniesienia, przymusu powtarzania, determinującego wpływu doświadczeń wczesnodziecięcych” i dodaje, że psychoterapeuci „w niewielkim stopniu korzystają z postępów wiedzy”. Na pytanie autora książki, o podobieństwo działań psychoterapeutów do działań szamanów profesor odpowiada: „Z całą pewnością ma pan rację, są tacy psychoterapeuci, nawet całe grupy czy „szkoły”, często zresztą nabierające charakteru sekt.” (str. 64)

Przejdźmy do drugiego profesora – Jacka Bomby – i kilku jego wypowiedzi. Pan profesor jest przekonany, i zgadzam się z nim całkowicie, że należy postrzegać „… nauki o człowieku, a więc socjologię i psychologię jako nauki o układach złożonych, w których redukcja nie jest dopuszczalna” i „Potraktowanie umysłu ludzkiego i relacji między ludźmi jako układów złożonych, nieredukowalnych dom układów prostych, niesie istotną konsekwencję. A mianowicie tę, że prawdy sprawdzalne w układach prostych są daleko niewystarczające” (str. 281). Na pewno profesor jest konsekwentny, bo chwilę później stwierdza: „… istotą psychoterapii nie jest wgląd intelektualny, a przepracowanie emocjonalne.” i „Lekarz psychoterapeuta powinien wiedzieć o tym, że znajduje się w sytuacji mało poznanej. Psychoterapeuta nie-lekarz, także”. Prof. Bomba uznaje wgląd za ważny (str. 282), w przeciwieństwie do prof. Aleksandrowicza, który umieścił go na liście mitów. Podobnie jest z pojęciami przeniesienia (str. 283) czy wyparcia (str. 284). Na przywołane przez Witkowskiego zarzuty o religijnym charakterze psychoterapii Bomba odpowiada, że nie jest specjalistą od teologii i dodaje: „Modlitwa jest istotnym elementem życia duchowego i może korzystnie wpływać na stan zdrowia, ale nie jest metodą leczenia.” (str. 294). Zgodzę się, że modlitwa nie jest metodą leczenia, ale niezdefiniowane i niemierzalne „przepracowanie emocjonalne” raczej też nie. Jeszcze jedno ciekawe sformułowanie profesora: „Wartość dbania o rozwój psychiczny (umysłowy, uczuciowy, duchowy) nie została odkryta teraz. Nie wiem jednak, czemu teraz mieliby być w modzie psychoterapeuci. A nie filozofowie i duszpasterze.” Hmm…

Z wypowiedzi obydwu profesorów jasno wynika, że psychoterapii nie można uznać za dziedzinę naukową w rozumieniu takim, jakie stosujemy do nauk przyrodniczych.  Bliżej jej niestety do szamaństwa, w którym osobowość terapeuty jest ważniejsza od jego wiedzy. Człowiek nie jest układem redukowalnym i nie da się zdefiniować i opisać procesów psychoterapeutycznych, bo spotykamy zjawiska, których nie potrafimy nazwać. Ale skoro nie potrafimy nazwać, to jak możemy skutecznie oddziaływać? I jak możemy nauczać rzeczy, których nie potrafimy nazwać? Rodzi się naturalne pytanie czy psychoterapeuci wiedzą co robią?  Po przeczytaniu książki „Psychoterapia bez makijażu” można być przekonanym, że większość psychoterapeutów raczej nie wie. Stosują swoją „sztukę”, nieopisywalne metody i autorskie podejścia kompletnie nieweryfikowalne empirycznie. I nie chcą mówić o szkodliwych aspektach psychoterapii. Z pewnością obydwaj cytowani profesorowie mają dobre intencje. Są też dobrze wykształceni, zaangażowani w pomoc ludziom, są „osobowościami” i mogą być dla wielu dobrymi terapeutami. Co jednak z przeciętnymi studentami psychologii, którzy często sami z sobą sobie poradzić nie mogą? Jaka jest więc ich motywacja do działania i na co będą zwracali uwagę?  

Problem jest poważny, bo dużo ludzi rzeczywiście cierpi i oczekuje pomocy. Kilka rad z książki, co robić, gdy mamy problemy. Pierwsza rada przytoczona za książką Raja Persauda „Pozostać przy zdrowych zmysłach. Jak nie stracić głowy w stresie współczesnego życia”.  Przed skorzystaniem z pomocy specjalisty należy zwrócić się do przyjaciół. W drugiej kolejności skorzystanie z grup samopomocowych. Jeśli to nie pomoże Persaud zachęca, aby „łukiem ominąć psychoterapeutów i pójść do lekarza psychiatry.” Z kolei rada byłego psychoterapeuty – jeden z wywiadów w książce to wywiad z nim – to zapytanie o współpracę psychoterapeuty z psychiatrą i możliwość wspierania się lekami.  Jak już musicie skorzystać z terapii to zainteresujcie się terapiami poznawczo-behawioralnymi CBT, a unikajcie pseudonaukowych terapii psychoanalitycznych i ich pochodnych wywodzących się z nurtów tak zwanej psychologii humanistycznej. 

I kolejna rada, którą można wywnioskować z treści książki – nie dajmy się zwariować. W książce pada mocne stwierdzenie, że większość ludzi korzystających z terapii nigdy nie powinna z niej korzystać. Psychologowie dzisiaj na wszystko mają opis w swojej klasyfikacji zaburzeń ICD-10 czy DSM-5. Jesteśmy tylko jeszcze niezdiagnozowani i też nas najchętniej skierowali by na terapię. 

A najlepiej sami przeczytajcie książkę Tomasza Witkowskiego. Poruszyłem tylko jeden, interesujący mnie wątek związany z irracjonalnością współczesnego świata. A w książce poruszonych jest wiele więcej ważnych dla chcących lub wręcz muszących skorzystać z psychoterapii. Przeczytajcie zanim sami albo ktoś z Waszych bliskich będzie myślał o skorzystaniu z terapii. I jak zwykle zachęcam do samodzielnego wyciągania wniosków. Unikajcie szamanów!

Jak nie macie czasu na przeczytanie książki, to posłuchajcie na YouTube Tomasza Witkowskiego 


[i] Ciekawe informacje można też znaleźć w książce „50 mitów psychologii popularnej” opisywanej wcześniej na tym blogu: nie ma znaczenie doświadczenie terapeuty, niewielki odsetek terapeutów stosuje ugruntowane empirycznie terapie, większość ludzi radzi sobie z traumą sama, a terapie tylko im szkodzą. To ostanie zdanie jest szczególnie ciekawie – jako kiepski żart można potraktować informację podaną ostatnio przez media. Po awarii w Warszawie, w wyniku której zginęło sześć psów policyjnych policjantów „otoczono opieką psychologiczną” (sic!) 

Marna przyszłość naszej wolności

Marna przyszłość nasze wolności

            Jedną z pierwszych książek przedstawionych przeze mnie na tym blogu była książka guru transhumanizmu Raya Kurzweila zatytułowana „Nadchodzi osobliwość” LINK. Do Kurzweila i jego pomysłów odwołują się kilkukrotnie Jean-Herve Lorenzi i Mickael Berrebi w książce „Przyszłość naszej wolności. Czy należy rozmontować google’a i kilku innych?” (Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2019). Autorzy skupiają się na zagrożeniach jakie niesie ze sobą gwałtowny rozwój technologii w zakresie informatyki, biologii czy nanotechnologii. Pozycja ta zainteresowała mnie, bo moim zdaniem, stanowczo za mało się mówi i pisze na temat poważnych zagrożeń dla naszej wolności, a nawet przyszłości gatunku homo sapiens. Więcej na ten temat jest w filmach i serialach science fiction niż w poważnej debacie. Nic więc dziwnego, że przy opisie zagrożeń autorzy odwołują się do seriali z ostatnich lat (Westworld, Czarne lustro). W Polsce opinia publiczna swoją uwagę skupia na sporze pomiędzy PO i Lewicą a PiS, chociaż tak naprawdę obydwie strony sporu nie mają nam nic do zaoferowania w rozwiązaniu problemów przyszłości. I wydaje się, że nikogo nie interesuje, że za 10-20 lat obecny spór będzie oceniany jako bezsensowny z punktu widzenia znanych i zdefiniowanych już dzisiaj poważnych zagrożeń.  

Autorzy już w tytule książki definiują zagrożenie – uderzenie w naszą wolność. Jaki piszą: „Zbyt szybko zapomniano, że przez większość swego istnienia świat przeżywał okresy niewolnictwa i poddaństwa”.  Co zdaniem autorów może zrobić z nas niewolników?

Pierwszy obszar, dobrze znany i opisany to rozwój informatyki, w szczególności internetu i mediów społecznościowych oraz technologii śledzenia nas na każdym kroku. Opisany przez Orwella, ale przez większość ludzi lekceważony Wielki Brat już patrzy, „nawet jeśli nadajemy mu bardziej atrakcyjne oblicze technologii na usługach człowieka”. A przez władze rozwój Wielkiego Brata wspierany jest na każdym kroku. Z jednej strony rządom pasuje coraz większa kontrola nad obywatelami, z drugiej wydaje się, że część rządzących jest przekonana o wielkich dobrodziejstwach cyfrowej rewolucji. Lorenzi i Berrebi na podstawie twardych danych ekonomicznych udowadniają, że wbrew powszechnej opinii w ostatnich latach średni wzrost produktywność środków produkcji raczej spada niż rośnie. Ale to wątek poboczny. 

To co ważne, to to, że już dzisiaj wielkie koncerny są w stanie sterować ludzkimi zachowaniami dzięki zgromadzonej o nas wiedzy. Każdy posiadacz telefonu komórkowego, każdy korzystający z internetu, nawet jeżeli nie korzysta z mediów społecznościowych, jest dokładnie opisany, zdefiniowany i śledzony każdego dnia. Technologiczni giganci i rządy wiedzą o nas więcej, niż my sami. Stwierdzenia, że nie mam nic do ukrycie i niech sobie wiedzą,  świadczą raczej o naiwności. Dzisiaj zgromadzona wiedza będzie lub już jest wykorzystywana praktycznie przeciw nam lub naszym bliskim.  Obecny polski rząd coraz szerzej wykorzystuje technologie informatyczne do śledzenia obywateli i firm – co planuje można się dowiedzieć od obecnego ministra finansów z filmu dostępnego w internecie (LINK) . Dodajmy do tego zaawansowane prace nad sztuczną inteligencją, przed rozwojem której ostrzegali i ostrzegają najwybitniejsi naukowcy, między innymi zmarły już Stephen Hawking. Gigantyczne ilości danych o nas oddane do dyspozycji sztucznej inteligencji oraz wykorzystanie jej do sterowania kluczowymi procesami w skali całego świata, to zagrożenie dla ludzkości większe niż bomba atomowa. 

Kolejne zagrożenie, które mamy za progiem to modyfikacje człowieka i chęć stworzenia człowieka-boga. Ja piszą autorzy: „Po raz pierwszy od oświecenia świat zaczyna żywić ogromną, naiwną, irracjonalną – a zatem niebezpieczną – nadzieję, że nauka jest w stanie przezwyciężyć wszystkie ludzie ograniczenia”.  O planach transhumanistów pisałem przy okazji książki „Nadchodzi osobliwość” i nie będę ich powtarzał. Warto tylko zauważyć, że eksperymenty z modyfikacjami genetycznymi ludzi już są robione. Oficjalnie wiemy o tego typu działaniach zrealizowanych już w Chinach. Co się dzieje w tajnych laboratoriach możemy się tylko domyślać.  Może już przekroczyliśmy moment, po którym nie ma odwrotu? Na pewno zgadzam się z autorami, że nie wyciągamy nauk z mądrości znanej do wieków.  Wieża Babel czy podobne mity z innych kultur nic nas nie nauczyły i dzisiaj „technologiczni profeci, po raz kolejny przyjmują tę butną postawę i mówią nam, że są w stanie odbudować zaufanie, przywrócić wolność, osiągnąć doskonałość i nieśmiertelność”. 

Jakie perspektywy widzą przed nami autorzy? Kreślą tylko dwa scenariusze. Pierwszy to mieszanina totalitarnych rozwiązań opisanych w Roku 1984 Georga Orwella, Nowym wspaniałym świecie Aldousa Huxleya czy Pozytronowym człowieku Isaaca Asimowa.  To wizja okrutnego totalitaryzmu i wpędzenia ludzie w niewolę, z której ciężko się będzie wyzwolić. Bohater Nowego wspaniałego świata znalazł tylko jedno wyjście – samobójstwo. Ktoś, kto nie zna powyższych książek powinien je jak najszybciej przeczytać – nie jako science fiction, ale jako plan działania architektów widocznego już na horyzoncie „Prawdziwego, Nowego Wspaniałego Świata”.  Świata, jak to określają autorzy, „technologicznego komunizmu”. 

Czy druga wersja przyszłości jest bardziej optymistyczna? Zdaniem autorów – tak. To wizja „rehumanizacji świata”. Zaprojektowane na nowo, w oparciu o myśli największych myślicieli, społeczeństwo mądrych i dobrych ludzi rządzonych przez mądrych i dobrych przywódców. Świat władzy pilnującej interesów i prywatności jednostki.  Świat powszechnej zgody, przestrzegania porozumień i kontroli zastosowań technologii. Świat, o którym sami autorzy piszę, że jest utopijny. Moim zdaniem tym bardziej utopijny, że główne zadania na drodze do jego osiągnięcia jakie definiują autorzy, to rozmontowanie Google i podobnych mu technologicznych monopoli oraz wprowadzenie nowej, globalnej etyki.  Naiwność w podejściu do rozwiązania arcytrudnego problemu jest zadziwiająca. Przy czym realizacja pomysłu wprowadzenia i egzekwowania globalnej etyki wymagałaby wprowadzenia rządu światowego, który używał by technologii do totalnej kontroli wszystkiego. Lekarstwo gorsze od choroby. 

Dodatkowo autorzy w swoich pomysłach nie biorą pod uwagę kilku ważnych czynników. Po pierwsze mocno pomijają w analizach i propozycjach Chiny, Rosję i inne kraje, ciężar budowy świata według ich pomysłu opierając na Stanach Zjednoczonych i Unii Europejskiej. I jeszcze gorzej – w swoich analizach i pomysłach nie biorą wcale pod uwagę panujących dzisiaj na świecie ideologii i ich stosunku do totalitarnych rozwiązań. A wystarczy zauważyć, że głosiciele tych ideologii z wielką chęcią już dzisiaj wykorzystują technologie do wprowadzenia powszechnego nadzoru, ograniczania wolności słowa i wolności osobistej ludzi. Na Zachodzie marksiści kulturowi, dominujący na scenie politycznej, skutecznie wprowadzają swoje rozwiązania, a technologia służy do urabiania opinii publicznej i uciszania głosów im nieprzychylnych. Algorytmy wyszukują i kasują w sieci treści uznane przez lewicowych aktywistów za „mowę nienawiści” blokując tym samym głosy prawicowe i chrześcijańskie. W Chinach działa skutecznie system totalnej inwigilacji i klasyfikacji punktowej każdego obywatela SCS (LINK). A kolejne kraje, teoretycznie demokratyczne, przymierzają się do wprowadzenia takiego systemu (LINK – przykład Australia). I podobnych przykładów można by podać więcej. Jeżeli siły rządzące dzisiaj, są za rozwojem rozwiązań totalitarnych, to kto je zatrzyma? Moim zdaniem na razie nie widać dobrego rozwiązania. Tym bardziej, że jak pisałem na początku tego tekstu, przeciętny człowiek nie interesuje się nadchodzącymi zagrożeniami, a politycy to najczęściej egoistyczni, kłótliwi, głupi i żałośni ludzie małego formatu. 
Warto jednak przeczytać książkę, bo jest w niej sporo ciekawych informacji. A wnioski wyciągajcie sami. Moim zdaniem, autorzy nie udźwignęli zadania, którego się podjęli.

I na sam koniec – jako autor tego bloga zapewne jestem już zakwalifikowany przez algorytmy szpiegujące różnych firm i instytucji do grupy osób przeznaczonych do bieżącego monitorowania jako „niepoprawny politycznie”. Czytelnicy pewnie też. Czy już się boicie? 

Pedagogika według poradników dla Bridget Jones

Psychopedagogiczne mity 2

W maju ubiegłego roku opisałem książkę „Psychopedagogiczne mity”. Autor, Tomasz Garstka, wydał niedawno razem ze współautorem, Andrzejem Śliwerskim kontynuację poprzedniej książki: „Psychopedagogiczne mity 2. Dlaczego warto pytać o dowody” (Wydawnictwo Wolters Kluwer, Warszawa 2019). Autorzy opisali kolejne, szkodliwe mity powszechnie spotykane w polskiej, szeroko rozumianej pedagogice i edukacji. Tym razem, oprócz przedstawienia mitów i pokazywania braku jakichkolwiek podstaw naukowych tych mitów, znacząca część książki poświęcona jest analizie przyczyn rozwoju pseudonaukowych teorii. Oraz, co gorzej, praktycznemu wdrażaniu ich w życie. Wymieńmy dla potencjalnych zainteresowanych pseudonaukowe metody, które opisali autorzy i skupmy się raczej na tej części książki, w której autorzy zastanawiają się nad tym, dlaczego pseduonaukowe mity mają się dobrze. Jeżeli spotkacie się z poniższymi określeniami, to włączcie swoją czujność i poczytajcie „Psychopedagogiczne mity 2”:

–  metoda Domana-Delcato,

– metoda wczesnodziecięcej nauki czytania „Cudowne dziecko” autorstwa Anety Czerskiej,

– Metoda Krakowska ® i Symultaniczno-Sekwencyjna Nauka Czytania®,

– neurofeedback w terapii.

– techniki projekcyjne, w tym w diagnozowaniu osobowości dzieci.

No i oczywiście jak zawsze NLP. 

Wróćmy jednak do najważniejszych tematów poruszanych w książce. Dlaczego pseudonauka tak się rozprzestrzenia? Dlaczego ludzie z tytułami naukowymi głoszą poglądy i proponują metody pseudonaukowe? Przywołam kilka wybranych myśli, które pokazują niebezpieczne tendencje niszczące społeczeństwa cywilizacji zachodniej poprzez niszczenie edukacji.

Pierwszą przyczyną jest „agonia wiedzy” polegająca na uznaniu, że każdy ma prawo do własnego zdania, a powoływanie się na wiedzę odbierane jest przez lewicowe środowiska jako „opresja” i pretensja do władzy. Autorzy przytaczają słowa Toma Nicholsa: „Odrzucenie pojęcia wiedzy i głoszenie z moralizatorską emfazą, że każdy ma prawo do własnego zdania, jest niemądre. Gorzej, jest to niebezpieczne. Agonia wiedzy nie jest odrzuceniem tylko jej samej, ale także sposobów, jakimi ją zdobywamy i jakimi uczymy się różnych rzeczy. Generalnie jest to odrzucenie nauki i racjonalizmu, który stanowi fundament cywilizacji Zachodu.”  Niemałą rolę w szerzeniu się antynaukowej wizji świata mają współcześni myśliciele spod znaku postmodernizmu i dekonstrukcjonizmu, którzy naukę traktują jako jeden z wielu możliwych „dyskursów” na temat świata. O części z nich była mowa w jednej z wcześniej opisywanych książek (LINK)

Agonia wiedzy połączona jest z drugą przyczyną – końcem ekspertów. Króluje wiedza potoczna, często pozyskiwana z internetu i o niskiej jakości. Króluje wiedza pseudonaukowa i każdy dzisiaj jest „ekspertem”. Dominujący głos w wielu sprawach mają dzisiaj niedouczeni celebryci. To oni decydują o tym, w co ludzie wierzą.  Intelektualne elity, godne wiary i ustanawiające standardy, zniknęły całkowicie. 
W takich warunkach działające naturalnie mechanizmy działania naszego umysłu i wpadanie w pułapki myślowe powoduje coraz bardziej irracjonalne myślenie i działania. A ponieważ nawet znajomość mechanizmów złudzeń poznawczych nie zabezpiecza nas przed uleganiem złudzeniom, ludzie z tytułami naukowymi zaczynają wspierać pseudonaukę (patrz na przykład choroba noblistów)

Ciekawym przypadkiem królowania pseudonauki jest psychologia, czyli jak mawiał śp. prof. Wolniewicz, religia współczesnej lewicy. Sporo o pseudonaukowym charakterze wielu teorii psychologicznych było w książkach Tomasza Witkowskiego „Zakazana psychologia”. W „Psychopedagogicznych mitach 2” autorzy przywołują wypowiedzi psychologa, prof. Wiesława Łukaszewskiego. Warto przytoczyć cały fragment:
„Wielu psychologów mając za złe „uczonym” (jak ich nazywają) epidemiczny i efemeryczny charakter psychologii naukowej odwraca się od nauki i poza nią poszukuje użytecznych społecznie ważkich idei. Alternatywą najczęściej wybieraną jest psychologia humanistyczna w jej różnych mutacjach. Jej właśnie hołdują ludzie rozczarowani do psychologii naukowej. Badacze – nie bez pewnego lekceważenia – nazywają zwolenników tej psychologii szamanami. Dawniej, przed kilku czy kilkunastu laty, można było dostrzec przejawy rywalizacji i licytacji idei „uczeni versus szamani”, obecnie to przeszło w stan trwałej izolacji. (…) psychologia humanistyczna przekształciła się w wyznanie wiary lub – szerzej to ujmując – w ideologię (…). Obecnie w praktyce społecznej pokutują rekomendacje psychologów humanistycznych, choć sama psychologia humanistyczna stanowi w najlepszym razie zaplecze kiepskich poradników psychologicznych adresowanych do Bridget Jones.”

Ta wypowiedź potwierdza religijny i ideologiczny charakter pseudonaukowej psychologii humanistycznej i głównie o nią opartej pedagogiki. Warto dodać, co też zauważają autorzy książki, że przytłaczająca większość naukowców na zachodnich uniwersytetach , w tym oczywiście wyznawców nowej religii psychologii humanistycznej, to osoby o lewicowych przekonaniach (patrz LINK ) . Lewicowe szamaństwo i lewicowe pseudonaukowe teorie, w tym te będące podstawą do obecnej rewolucji LGBT są głoszone przez wszystkie media głównego nurtu. W takiej atmosferze szamaństwa połączonego z lewicową chęcią do przebudowy świata i stworzenia nowego człowieka każda nowa teoria edukacyjna czy terapeutyczna przyjmowana jest z otwartymi rękoma. Rodzice przekonani o tym, że ich dziecko jest cudowne z radością wchodzą w program „Cudowne dziecko”. Jak gdzieś się pojawia słowo „neuro” to od razu większość jest przekonana o zaletach proponowanej metody. Magazyny i portale dla rodziców prezentują szamańskie treści jako naukowe. Na jednym z takich portali wszechobecni psychologowie odpowiadają na pytanie w rubryce „Pytania do lekarzy”! 

I mało kto chce przyjąć do wiadomości, że to wszystko z „zaplecza kiepskich poradników psychologicznych dla Bridget Jones.” Kiepskich, bo psychologia humanistyczna nie jest nauką i sprawdzonych, prawdziwych rad i rozwiązań dać nie może.

Książkę polecam wszystkim. Zainteresowanym rodzicom, którzy mogą się na co dzień spotkać z szamaństwem w edukacji ich dzieci. A każdemu przyda się zestaw informacji niezwykle przydatnych do krytycznej analizy własnych przekonań i poglądów. Nikt nie jest wolny od ograniczeń naszego umysłu.