kwiecień 2020

Dokąd prowadzi nas koronawirus?

Demokracja - opium dla ludu

Ostatnie miesiące kryzysu, którego przyczyną jest koronawirus pokazują, że znany nam świat się kończy. Nie zajmując się zbytnio dalekosiężnymi prognozami, przyjrzyjmy się temu, co już widać gołym okiem. I przyjrzyjmy się demokracji liberalnej, czyli dominującemu modelowi politycznemu państw świata zachodniego. Pomocą w tym będzie lektura książki Erika von Kuehnelt-Leddihn Demokracja – opium dla ludu (Wydawnictwo Prohibita, Warszawa 2012 – oryginalny tytuł Demokratie – Eine Analyse, wyd. 1996).  We wprowadzeniu do książki pisze on: „Najbardziej palącym problemem naszych czasów jest ratowanie wolności, byśmy nie doczekali chwili, gdy liberalną demokrację zastąpi totalna tyrania”. Czy to słuszne obawy?  Chyba tak. Już ponad 170 lat temu Alexis de Tocqueville pisał, że demokracji grożą dwa niebezpieczeństwa: „anarchia i zupełnie jej przeciwna forma tyranii, jakiej w przeszłości nigdy jeszcze nie było”. Tocqueville opisał też model państwa opiekuńczego, które „przekształci ludzi w „pilne, bojaźliwe zwierzątka”, ponieważ państwo przejmie opiekę nad wszystkimi dziedzinami życia i będzie je w pełni kontrolowało”. Ale co ma do tego koronawirus i jak analiza demokracji dokonana w książce może nam pomóc w zrozumieniu tego, co nadchodzi? Czy jest szansa na obronę wolności? 
Pierwszym bardzo ważnym faktem związanym z obecnym kryzysem, o którym już zaczyna się mówić, to sprawność działania systemu demokracji liberalnej. Kryzys ten w powszechnym odczuciu został sprawniej rozwiązany przez kraje o ustrojach totalitarnych niż kraje demokratyczne. Dotyczy to zarówno sfery ochrony zdrowia, jak i gospodarki. Zarówno ten kryzys, ale i wcześniejsze dokonania gospodarcze i naukowe Chin uderzają bardzo mocno w powszechne dotąd przekonania, że tylko kraje demokracji liberalnej są w stanie zapewnić rozwój gospodarczy oraz sprawnie poradzą sobie z kryzysami. W obecnej sytuacji już widać, że Chiny wyjdą z obecnego kryzysu wzmocnione. To Chiny dostarczają całemu światu respiratory, leki (około 80-90% środków czynnych do leków pochodzi z Chin!) czy maseczki, o które kłócą się rządy krajów „zjednoczonej Europy”. W tym samym czasie władze Unii Europejskiej apelują obecnie do rządów krajów członkowskich, aby nie pozwalały na  wykupienie firm przez Chińczyków . W krajach demokratycznych zaczyna się wzorem Chin wprowadzać totalitarne rozwiązania ograniczające wolność obywateli. Często bezprawnie. Powszechna inwigilacja rodem z Roku 1984 Orwella zaczyna być standardem. Wiele rządów ingeruje też radykalnie w gospodarkę, z zapowiedziami szerokiej nacjonalizacji przedsiębiorstw. Państwo przejmuje coraz więcej obszarów i przesuwamy się dosyć szybko w kierunku całkowitej kontroli obywateli i gospodarki. 

Drugi fakt, jasno widoczny i opisywany już przeze mnie, to coraz większa bezradność i coraz mniejsza odporność psychiczna ludzi żyjących w państwach demokracji liberalnej. Zaczynają przypominać Tocqueville’owskie „pilne, bojaźliwe zwierzątka” i z chęcią oddają swoją wolność w zamian za złudzenie bezpieczeństwa. Wielu oczekuje z nadzieją na pensję obywatelską należną z faktu samego istnienia na tym świecie, której pomysły wprowadzenia przyspieszyły w obecnym kryzysie. 

Czy rządy dzisiejszych krajów demokracji liberalnej będą szły drogą do totalitaryzmu? Zobaczmy co pisze o przyszłości demokracji Erik von Kuehnelt-Leddihn.  Książka zaczyna się od analizy licznych słabości demokracji, szczególnie widocznych w XX wieku. Narastający populizm i coraz częstsze przejmowanie władzy przez „partie Świętego Mikołaja”, które realizują programy powszechnego rozdawnictwa pieniędzy (patrz PiS w Polsce, ale także na przykład Włochy). Brak mężów stanu myślących kategoriami przyszłości i coraz gorsi politycy, których jedynym celem jest wygranie kolejnych wyborów. Polityków tych nie karze też nikt „choćby miał na sumieniu działania, które zwykłego menedżera zaprowadziłyby przed oblicze sądu.” Kolejny problem to niskie lub całkowity brak kompetencji decydentów. Żeby prowadzić działalność gospodarczą w wielu sytuacjach trzeba mieć odpowiednie wykształcenie, dodatkowe kwalifikacje i uprawnienia. Rządzenie krajem nie wymaga w demokracji liberalnej żadnych kwalifikacji. Rządzi oligarchia polityczna i polityk dzisiaj jest ministrem gospodarki, jutro zdrowia, a pojutrze dowolnego innego ministerstwa. To, że nie ma żadnego wykształcenia i doświadczenia nie jest brane pod uwagę. I tak jest na każdym szczeblu, od prezydenta, przez rząd, senatorów, posłów i radnych wszystkich szczebli. Ponieważ obywatele to widzą, mają coraz gorsze zdanie o politykach i demokracji, a w efekcie w wszystkich krajach spada odsetek osób biorących udział w wyborach

„Demokracja stoi po lewej stronie” to kolejna z uwag autora. Ta uwaga jest szczególnie istotna – w krajach zachodnich ideały równości doprowadzono do absurdu. To właśnie z tej cechy demokracji wynika możliwość prowadzenia polityki multikulti, promocji ideologii LGBT+ i zrównania wszystkiego, co się da. Jak pisze autor: „Lewica opowiada się za jednostajnością i im bardziej jednostajny, monotonny jest państwowo-kulturalny-społeczny „krajobraz” państwa, tym lepiej funkcjonuje w nim liberalna demokracja”. Słowa te wpisz wymaluj pasują do Unii Europejskiej i realizowanego przez nią planu zapisanego w Białej Księdze opartej na komunistycznym Manifeście z Ventotene .

Erik von Kuehnelt-Leddihn odnosząc się do przyszłości demokracji przywołuje Platona, dla którego „ewolucja demokracji w kierunku populistycznej, opartej na masach tyranii, była drogą zupełnie naturalną i logiczną”. Odwołuje się do licznych przykładów z przeszłości pokazujących, jak demokracja otwierała drogę totalitaryzmom, w szczególności podczas kryzysów, zauważa, że „demokracja jest instytucją na piękną pogodę, a nadejście brzydkiej – jak to w przyrodzie bywa – nieuchronne, nie sposób zapobiec kryzysowi demokracji”. Dodając do tego obrazu populistyczne media, w zdecydowanej większości lewicowe, mamy system sprzężenia zwrotnego wzmacniającego tendencje populistyczne w społeczeństwach. 

Pretekstem do przyspieszenia tempa wprowadzania totalitarnych rozwiązań może być dzisiaj koronawirus. Jutro znajdzie się inny powód. Warto wiedzieć, że rozwiązania ograniczające naszą wolność wprowadzana w chwili kryzysu pozostają praktycznie bez istotnych zmian, nawet jak kryzys się skoczył. Tak było z regulacjami wprowadzonymi po ataku na WTC w Nowym Jorku czy regulacjami stanu wyjątkowego w ostatnich latach we Francji. Ideologiczne wsparcie do takich działań jest już przygotowane. Mogą to być pomysły budowy superpaństwa na bazie komunistycznej UE lub przywoływane obecnie propozycje rządu światowego, bez którego ponoć nie poradzimy sobie z problemami współczesności. Mogą to być socjalistyczne państwa narodowe przejmujące wszystkie sfery życia w imię większego bezpieczeństwa. A przykład skutecznych, totalitarnych Chin będzie dodatkowo wzmacniał te tendencje. Wystraszone i bezradne, populistyczne masy, które chcą tylko spokojnie konsumować nie tylko nie będą miały nic przeciwko takim działaniom, ale wręcz będą ich oczekiwać. Technologię totalnej inwigilacji, która jest gotowa i przetestowana rządy już dzisiaj zaczynają masowo wykorzystywać w imię znanej dewizy: „Wszystko dla państwa, nic przeciw państwu!”
Czy ktoś jeszcze pamięta słowa z bajki La Fontaine’a: „Lepszy na wolności kęsek lada jaki, niźli w niewoli przysmaki”.

I tam nas prowadzi koronawirus. Obym się mylił. 


I jak zwykle kilka wartych oglądnięcia filmów na YouTube związanych z poruszanym tematem:

Fałszywa religia w czasach zarazy

Psychologia jako religia

Koronawirus. Powszechna panika na całym świecie. Ograniczenia wolności osobistej, kryzys gospodarczy o nieprzewidywalnych skutkach. I powszechny strach wśród ludzi. Czy słusznie czy nie to oddzielny temat i nie jest przedmiotem tego wpisu. Ale na różnych portalach przy tej okazji coraz więcej ludzi pisze o depresji. O powszechnym syndromie stresu pourazowego całego społeczeństwa. I to nawet z powodu braku możliwości wyjścia z domu na siłownię czy wycieczkę rowerową! Znany psycholog, Jacek Santorski, dosyć bezczelnie obwieścił początek kilku lat tłustych dla psychologów LINK. Ludzie przez tysiące lat radzili sobie bardzo dobrze bez psychologów. Co się stało, że społeczeństwa straciły kompletnie odporność psychiczną? I nawet drobne utrudnienia zaczynają urastać do rangi nierozwiązywalnego problemu? Trochę o tym pisałem przy okazji książki Jean Twenge „iGen” LINK. Zwróciłem wtedy uwagę, że autorka zauważyła, iż pokolenie iGen jest słabsze psychicznie i mniej religijne. Wychowana ona była już w duchu lewicowej psychologii, nie przyszło jej więc na myśl zbadania dokładniej tego powiązania. Przyjrzyjmy się więc za nią zjawisku, które opisywane jest już od kilkudziesięciu lat, czyli psychologii jako religii. Większość ludzi uznających siebie za niewierzących nie zadaje sobie trudu zastanawiania się nad zjawiskiem swojej religijności. Nie dostrzegli więc, że fakt odrzucenia wiary w Boga spowodował, że teraz po prostu wierzą w coś innego. Są wyznawcami innej religii. Zjawisko psychologii jako religii opisał amerykański profesor psychologii Paul C. Vitz w książce „Psychologia jako religia” wydanej przez wydawnictwo „Logos” w 2017 roku. Pierwsze wydanie tej książki ukazało się w 1977 roku w USA. 

Na początku warto dodać, że nie mówimy o całej psychologii. To, co szeroko znamy jako psychologię można w grubym uproszczeniu podzielić na niezwykle pożyteczną i ważną psychologię naukową i pseudonaukową psychologię humanistyczną, która spełnia obecnie rolę nowej religii[1]. Religii „selfizmu” czyli stawiania własnego „ja” na piedestale, w której „samoaktualizacja”, samospełnienie i temu podobne kategorie są punktem odniesienia, jeżeli chodzi o celowość wszystkiego – od kształcenia się po samo życie”. Do głównych twórców tej nowej religii autor zalicza Carla G. Junga[2], Ericha Fromma, Carla Rogersa czy Abrahama Maslowa. Można do tego grona zaliczyć też takie znane postaci jak Alfred Adler czy Karen Horney. Czy rzeczywiście można mówić o psychologii jako religii? Przyjrzyjmy się najpierw założeniom psychologii humanistycznej i potem zderzmy to z definicją religii według Fromma. 

Co piszą twórcy psychologii humanistycznej? Gdzie lokują najważniejsze ich zdaniem wartości? Zacznijmy od Fromma, marksisty ze szkoły frankfurckiej: „Nie wyparcie się siebie samego ani nie samolubstwo, lecz miłość siebie samego, nie negacja jednostki, ale afirmacja swojej naprawdę ludzkiej istoty są najwyższymi wartościami humanistycznej etyki”.  Rogers, twórca terapii niedyrektywnej, stawia na „stawanie się sobą” poprzez pełną akceptację samego siebie takim, jakim się jest i akceptowanie wszystkich swoich uczuć. Do momentu, aż „osoba staje się jednością strumienia lub ruchu”. Maslow z kolei, oprócz bezwarunkowej akceptacji siebie samego, pisze też o spontaniczności, autonomiczności i twórczości jako cesze osoby idealnej. Podstawowym założeniem wszystkich powyższych psychologów humanistycznych jest to, że człowiek jest z natury dobry. A to co jest w nas złego, to wynik oddziaływania społeczeństwa, w szczególności rodziny. Dlatego też, jako że jesteśmy dobrzy, powinniśmy akceptować siebie, a każde swobodnie wyrażane uczucia nie mogą być złe. Samoaktualizacja w pojęciu Rogersa czy Maslowa jest zawsze procesem dobrym i „jest ona odpowiednim sposobem odkrywania najbardziej zadowalających sposobów zachowania w każdej sytuacji”. Idą nawet dalej: „robienie tego, co „odczuwa się jako słuszne” okazuje się kompetentnym i godnym zaufania przewodnikiem prowadzącym do zachowania, które jest w pełni satysfakcjonujące”. Rogers, stawiając „ja” na pierwszym miejscu pisze wręcz o związkach między kobietami a mężczyznami: „związki między kobietami a mężczyznami są znaczące, ale warto je utrzymywać o tyle, o ile są one doświadczane jako sprzyjające rozwojowi obydwu partnerów”. Czyli jak partner zachoruje, to kończymy związek, bo przeszkadza mi w samorozwoju i wyjeździe na przykład na narty. Małżeństwo według Rogersa to „niewiążące zobowiązanie” – sformułowania samo w sobie sprzeczne dobrze pokazuje logikę twórców psychologii humanistycznej. Co ciekawe, Rogers w swojej podstawowej pracy „O stawaniu się osobą” dużo pisze o uczuciach, pomijając miłość. 

Te kilka cytatów i uwag jasno pokazuje co jest najważniejsze dla psychologów humanistycznych – egoistyczna jednostka, kochająca samą siebie, która ma się samoaktualizować i realizować jakże popularne dzisiaj hasło „rozwoju osobistego” oraz pozytywnego myślenia. Jednostka, która z założenia jest dobra, a co złego to pochodzi z zewnątrz. Treści te przeniknęły do wszystkich dziedzin życia, od szkół począwszy. Zostały mocno zaakceptowane przez społeczeństwo, stąd też dzisiaj niezwykły wysyp podręczników rozwoju osobistego czy popularnych magazynów psychologicznych.  Wszystkie te publikacje przepełnione są treściami psychologii humanistycznej i selfizmu. I coraz więcej ludzi żyje według takiego modelu.

Ale czy można mówić w tym przypadku o religii?  Erich Fromm, jeden z guru „selfizmu” mówił o religii, że „jest to każdy system myśli i działań podzielany przez pewną grupę, który dostarcza jednostce układu orientacji i przedmiotu czci”. Cała koncepcja „selfizmu” doskonale pasuje do tej definicji – przedmiotem czci jest człowiek, który w procesie samoaktualizacji sam ustanawia prawa i sam decyduje, co jest dobrem, a co złem. Sam ustala swój układ orientacji. Religia ta rozszerzając się od kilkudziesięciu lat na całym świecie stała się powszechnie obowiązującą. Ma też cały czas swoich nowych proroków. Ostatnio bardzo znany i modny jest Yuval Noah Harrari, okrzyknięty jednym z najciekawszych myślicieli XXI wieku. Jedna z jego książek ma tytuł „Home deus” czyli człowiek – bóg. W książce tej twierdzi, że dzięki rozwojowi nauki doprowadzimy do tego, że przekształcimy się jako ludzie w nowy gatunek – człowiek-bóg. Jak sam pisze: „Skoro tak wiele już osiągnęliśmy, prawdopodobnie zachcemy sięgnąć po szczęście, boskość i nieśmiertelność – nawet jeśli nas to zabije.” I na tym ostatnim zdaniu warto się skupić – już nas to zabija. Człowiek jako punkt odniesienia, człowiek próbujący stanowić, co jest dobre, a co złe. Człowiek nie chcący zrozumieć, że nie jest Bogiem, że zło jest w każdym z nas, idzie ścieżką wiodącą w przepaść. 

Twenge w „iGen” zastanawia się, co się dzieje z młodzieżą, że straciła odporność i nie chce ponosić za nic żadnej odpowiedzialności. Nie chce się też wiązać z inną osobą, bo to kłopoty i przeszkoda w samorealizacji. Na całym świecie „samoaktualizujący” się ludzie wpadają w depresję i popełniają samobójstwa (warto zobaczyć, jakie są przyczyny zgonów na świecie: Statystyki światowe”  ) .  Nowoczesna technologia tylko wzmacnia negatywne zjawiska wywołane przez nową, powszechną religię – selfizm. To, nad czym, pomijając aspekty nowoczesnych technologii, zastanawia się Twenge szukając przyczyn problemów dobrze opisał ponad 40 lat temu Paul C. Vitz. 

Warto przy okazji zauważyć, że chrześcijaństwo, zakładające, że każdy z nas jest zdolny do popełnienia zła i jest ono częścią naszego ludzkiego charakteru, jest dla nich naturalnym wrogiem. Dekalog też w żaden sposób nie pasuje do „praw” tworzonych samodzielnie przez każdego. Nieszczęściem dla Kościoła jest to, że spora część księży i zakonników jest zafascynowana psychologią. Coraz więcej księży i zakonników psychoterapeutów (sprawdź Deon ), którzy zapomnieli o największym psychologu wszech czasów. A mówił On: „Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale.” (Mt 7,24). A teraz proponują nam budowę domu na piasku – ogólnoświatowej religii selfizmu i pseudonaukowej psychologii humanistycznej.  Budowla ta musi runąć. I to właśnie obserwujemy. 

Przeczytajcie książkę „Psychologia jako religia”. Da wam właściwy obraz tego, co się dzieje.


[1] Odsyłam do opisywanych trzech tomów „Zakazanej psychologii”. 

[2] Carl Jung w jednym z listów do przyjaciela pisał, że w zasadzie jego prace bardziej pasują do pisma typu przegląd teologiczny niż do przeglądu psychologicznego. 

Tutaj sceptycy i niewierzący o psychologii jako religii:

A tutaj osoba wierząca na ten sam temat: