marzec 2020

Właśnie sobie przypomniałem!

Oszustwa pamięci

Na fali różnych, a dosyć częstych wypowiedzi różnych osób, które przypomniały sobie po latach jakieś traumatyczne wspomnienia zdecydowałem się przybliżyć książkę „Oszustwa pamięci” autorstwa Julii Shaw (Wydawnictwo Amber, Warszawa 2018). Autorka jest psychologiem i specjalizuje się w poznawaniu procesów pamięciowych, w szczególności fałszywych wspomnień. Lektura książki pozwala poznać najnowszy stan wiedzy na temat pamięci. To ciekawe zagadnienie, zwłaszcza że „wspomnienia tworzą fundament naszej tożsamości”. Czyli fałszywe wspomnienia nadają nam fałszywą tożsamość. 

Większość ludzi jest przekonana o pamięci na wzór taśmy magnetofonowej lub zapisu w dyktafonie. Linearnie uporządkowanego i w miarę trwałego zapisu, z którego poszczególne wspomnienia odtwarzamy, kiedy się do niego odwołujemy. A jak jest naprawdę? Autorka na pierwszej stronie książki przytoczyła wypowiedź Elisabeth Loftus: „Pamięć działa …. Jak strona Wikipedii: możesz na nią wejść i dokonać zmian, ale inni też mogą.” (Polecam ciekawy wykład Elisabeth Loftus na TED z napisami w języku polskim na końcu tego wpisu). Wygląda to niezbyt ciekawie – ktoś może zmieniać nasze wspomnienia?  Niestety tak. Może to robić bez takich intencji, po prostu w trakcie zwykłej rozmowy o wydarzeniach z przeszłości. Bardzo często przyjmujemy punkt widzenia drugiej osoby i staje się „naszym wspomnieniem”. I vice versa – nasze wspomnienia odległych zdarzeń stają się „jego wspomnieniami”. Jest to zjawisko dobrze udokumentowane. Eksperymenty w tym zakresie replikowane były wiele razy i nie ma najmniejszych wątpliwości, że tak jest. Dlaczego się tak dzieje? Najpowszechniej przyjęta teoria działania pamięci stwierdza, „że kiedykolwiek przypominamy, to również zapominamy”. Jeżeli wspomnienie to karta, to wygląda to tak: ”wyciąga się jedną kartę, aby ją przeczytać, wyrzuca się ją, zapisuje się jej nową wersję na świeżej karcie, którą się wkłada na miejsce”. Jednak w związku z ponownym zapisem zdarzenie jest podatne na zniekształcenia i zapominanie. Jeżeli wyciągnęliśmy kartę ze wspomnieniem podczas rozmowy z rodzicami o dzieciństwie, to na nowej karcie możemy dopisać to, co słyszymy. I w ten sposób nasze wspomnienia z dzieciństwa wzbogacają się w miarę, jak je omawiamy z rodziną i znajomymi. I tak jest zawsze. W takich przypadkach „wzbogacanie” pamięci nie jest jednak problemem. Najwyżej przy rodzinnym spotkaniu wywiąże się dyskusja o tym, kto naprawdę 40-50 lat temu jeździł po pokoju na żółtym rowerku. 
Ten sam mechanizm może jednak być dużym problemem w sytuacjach poważnych.  Julie Shaw jest ekspertem wspomagającym pracę policji przy weryfikacji zeznań świadków. Autorka opisuje stosowane przez siebie proste techniki wszczepiania „starych wspomnień”, które powodują, że dorośli, zdrowi psychicznie ludzie są przekonani, że ich całkowicie nieprawdopodobne wspomnienia są prawdziwe.  A od prawdziwości zeznań zależy to, czy ktoś zostanie uznany za winnego czy uniewinniony. Okazuje się, że jakość zeznań świadków jest często bardzo niska (patrz wykład Loftus na TED). Przekłamania są ogromne i tragiczne w skutkach. Skupmy się tylko na najpowszechniejszych dzisiaj w mediach sytuacjach molestowania seksualnego. Myślę o przypadkach molestowania dzieci, jak i o celebrytkach z akcji #metoo. W książce opisano szczegółowo sprawy związane z molestowaniem dzieci i prowadzonymi w tym zakresie śledztwami.  Okazuje się, że często w stosunku do dzieci stosowany „wywiad był wysoce sugestywną procedurą przesłuchania, a jak wynika z naszych badań, w takim kontekście dzieci zmyślają.”  Procedury przesłuchań podobne do technik stosowanych przez Julie Shaw przyczyniają się do pojawiania się nowych „wspomnień” nie mających żadnego związku z prawdą. I dotyczy to dzieci oraz dorosłych. W przypadkach akcji #metoo oraz przypomnienia sobie po latach traumatycznych przeżyć z dzieciństwa część z tych osób powołuje się na to, że podczas pracy z terapeutą przypomniała sobie wyparte wcześniej wspomnienia. Oparte jest to o dawno zdyskredytowane pomysły Freuda. Jak pisze autorka: „… chociaż założenia Freuda dotyczące wypierania wspomnień, nieświadomości i terapii zorientowanej na odzyskiwanie, zostały wszystkie zdyskredytowane, są one wciąż podtrzymywane przez część środowisk terapeutycznych”. Terapie takie są natomiast „warunkami wprost idealnymi do generowania fałszywych wspomnień”. W książce podano przykład skazania ludzi w oparciu o zeznania budzące wiele wątpliwości. Atmosfera powszechnej nagonki, jaka została rozpętana w ostatnich latach na tle nadużyć seksualnych nie sprzyja rzetelnej i uczciwej ocenie faktów. I warto to brać pod uwagę przed wydawaniem pochopnych sądów. I nie chodzi o obronę gwałcicieli i pedofilów – jestem za surowym karaniem. Ale wyobraźcie sobie taką całkiem prawdopodobną sytuację – na podstawie działań jakiegoś psychologa wyznającego bzdurne teorie Freuda nagle się okazuje, że wasze małe dziecko lub wnuk podczas sugestywnej rozmowy w przedszkolu stwierdza fakt molestowania przez rodziców lub dziadków. I nie ma szans, żeby sprawę rzetelnie wyjaśnić, bo pseudonaukowe, psychologiczne teorie są powszechnie uznawane za prawdziwe! Myślicie, że przesadzam? Takich przypadków fałszywych oskarżeń i tragedii niewinnych ludzi było już mnóstwo. Możecie poczytać o takich faktach tutaj: LINK LINK

Bardzo istotny jest fakt, że nasza pamięć podlega także silnemu wpływowi środków masowego przekazu i mediów społecznościowych. Zwłaszcza media społecznościowe powodują, że „rozróżnienie między pamięcią publiczną a prywatną (…) zostało rozmyte do granic zaniku”. Media społecznościowe nie od dziś oskarża się o polaryzację poglądów społecznych. A ponad wszelką wątpliwość wspierają one wszystkie poglądy lewicowe i wizję historii oraz wizję świata promowaną przez lewicę. Konsekwencje takiego rozwoju wydarzeń są poważne – coraz szersze grupy społeczne budują swoją tożsamość o fałszywą wersję społecznej pamięci. Być może dlatego komunizm jest znowu w modzie?  

I jeszcze kilka ciekawostek, które mam nadzieję, zachęcą Was do przeczytania książki. 

– Nikt nie może mieć wiernych wspomnień z okresu niemowlęcego i wczesnego dzieciństwa. Terapie stosujące tak zwaną regresję to terapie, które wszczepiają nieprawdziwe wspomnienia. 

– Nasz pamięć „operacyjna”, krótkotrwała może przechowywać tylko około 4-5 elementów i to przez okres około 30 sekund. Nie możemy pracować wielozadaniowo – to popularny mit.

– Są skuteczne techniki pomagające polepszyć zdolność do zapamiętywania.

– Nie nauczysz się języka obcego podczas snu. Niestety. 

– Pomoc psychologiczna udzielana osobom po wydarzeniach kryzysowych (często o tym słychać w mediach po różnych wypadkach) najczęściej tylko pogarsza sytuację. Nie tylko nie jest potrzebna, ale wręcz szkodliwa. 

Krótka konkluzja po przeczytaniu książki – nie upieraj się, że jesteś czegoś z przeszłości całkowicie pewien. Pewne jest tylko to, że możesz się grubo mylić. I koniecznie przeczytajcie książkę „Oszustwa pamięci”!

Pranie mózgu

Pranie mózgu

Dzisiaj „pranie mózgu”! Tytuł wpisu bezpośrednio zapożyczony z tytułu książki, do przeczytania której chciałbym zachęcić. Ta książka to „Pranie mózgu. Uwodzicielska moc (bezmyślnych) neuronauk” autostwa Sally Sattel i Scotta O. Lilienfedla wydana w 2017 roku przez wydawnictwo CIS Stare Groszki. Sally Sattel jest profesorem psychiatrii, a Scott O. Lilienfeld profesorem psychologii. Autorzy poruszają znany także w Polsce problem mody na określanie wielu sfer aktywności z dodatkiem magicznego słówka „neuro”. Mamy więc teraz wysyp różnych teorii neurodydaktycznych , mamy neuromarketing, neuroprzywództwo, neurokosmetykę i neurodrinki. Co chcecie może być neuro. Do odkryć w badaniach nad mózgiem zaczynają się odwoływać co rusz nowi „wynalazcy”. Modzie na neuro poświęcona była pierwsza część opisywanej już przeze mnie książki „Psychopedagogiczne mity”, w której Tomasz Garstka zdemistyfikował popularne i nie mając oparcia w dowodach, a znane w edukacji zajęcia z Kinezjologii Edukacyjnej, terapii integracji sensorycznej SIT, NLP (neurolingwistycznego programowania) czy neurodydaktyki. Warto do tamtej książki wracać.

Przyjrzyjmy się jednak paru kwestiom poruszanym w „Praniu mózgu”. Niekwestionowany szybki rozwój metod badania mózgu, głównie dzięki technologiom tomografii PET pozytronowej tomografii emisyjnej (połowa lat 80-tych) czy funkcjonalnego rezonansu magnetycznego fMRI (od połowy lat 90-tych) spowodował znaczący przyrost wiedzy i rozumienia tego, co się w naszej głowie dzieje. Kolorowe obrazy mózgu pojawiły się w środkach masowego przekazu, co spowodowało przekonanie u znacznego odsetka ludzi o odkryciu tajemnic mózgu. Przekonanie, często z czysto finansowych względów, podtrzymywane przez wielu naukowców. Nic tak dobrze nie działało na decydentów przyznających środki na badania, jak piękny, kolorowy obraz mózgu. Ale jak wygląda naprawdę nasza obecna wiedza o mózgu? Chociaż jest rzeczywiście bardzo dużo ciekawych danych, to tak naprawdę nie dokonała się żadna rewolucja w tej dziedzinie. Część odkryć tylko potwierdziło to, co od dawna wiadomo. Część to tylko wstęp, do dalszych badań nie przesądzająca jednoznacznie o niczym. Nic dziwnego, że autorzy piszą: „TAK więc ilekroć widzimy w gazecie nagłówek Badania mózgu pokazały, że … warto zachować zdrowy sceptycyzm”. Niezależnie jednak od tego, jak oceniamy to, co już jest wiadome, a co nie, warto zwrócić uwagę na kilka opisanych w książce kwestii.

Pierwszą ważną sprawą jest walka z uzależnieniami. W ostatnich latach uzależnienia zostały dosyć powszechnie zdefiniowane jako choroba mózgu. Stwierdzono, że „Uzależnienie wiąże się ze zmianami w budowie i funkcjonowaniu mózgu, co oznacza, że w sposób oczywisty jest to choroba mózgu” Autorzy jednoznacznie stwierdzają, że nie jest to prawda. Każde doświadczenie zmienia mózg. W taki wypadku nauka języka obcego zmieniająca mózg też powinna być uznana za stan chorobowy mózgu. Dlaczego jest to takie ważne, aby właściwie mówić o uzależnieniach? Otóż rozpoczęto na szeroką skalę poszukiwania lekarstwa na chorobę! I nie bierze się pod uwagę, że najskuteczniejsze w walce z uzależnieniami są czynniki psychologiczne, społeczne i przede wszystkim osobista zmiana zachowań uzależnionych. Także w oparciu o system kar i nagród. Autorzy przywołują zapomniany program walki z nałogiem narkotykowym wśród żołnierzy amerykańskich wracających z Wietnamu. Najskuteczniejszy ze znanych do tej pory, ale nie wpisujący się w modne obecnie koncepcje i dogmaty. Nie korzystając z doświadczeń, a podążając za modą skazuje się wielu ludzi na poważne cierpienia. 

Za zdefiniowaniem uzależnień, ale też innych zachowań ludzi jako choroby mózgu idą kolejne konsekwencje. Człowiek chory to człowiek, który nie ma wyboru, bo stracił kontrolę nad swoim życiem. I musimy go usprawiedliwić. Podobne kryteria zaczęto stosować wobec przestępców. Jakiekolwiek zmiany w mózgu, pomimo braku dowodów na ich rzeczywisty wpływ na zachowanie danej osoby, były wykorzystywane do oczyszczenia z zarzutów.  Badania pokazały, że „kiedy ludzie słyszą „fizjologiczne” wyjaśnienia zachowań, takie jak „nierównowaga chemiczna w mózgu”, są bardziej skłonni oczyścić sprawcę z zarzutów…”. Bardzo ciekawie stan wiedzy o rozwoju mózgu zadziałał w stosunku do oceny młodocianych przestępców(przed 18 rokiem życia). Dzisiaj wiadomo, że mózg rozwija się jeszcze w pierwszych latach po 20 roku życia i dopiero wtedy osiągamy kompletną dojrzałość. Uznano więc, że wszyscy młodzi ludzie, czyli też przestępcy „młodociani zawsze pozostają w „naturalnym stanie” ograniczonej poczytalności”. I za tym w USA poszła linia ustawodawcza i orzecznicza. Autorzy na podstawie przypadku brutalnego i zaplanowanego mordu dokonanego przez nastolatków pokazują słabości tego rozumowania – przy szczegółowym planowaniu nie wchodziły w grę emocje i nawet niezrównoważony nastolatek rozumie, co robi. Dla mnie ciekawsze jest jednak co innego. Do liberalizacji prawa, tak jak w tym przypadku, dążą zawsze lewicowe kręgi. Przyjmijmy zgodnie z naukową argumentacją, że można mówić o „naturalnie ograniczonej poczytalności” młodych ludzi. Logicznym byłoby w takim razie, aby przesunąć w górę wiek, od którego młodzi ludzie mają możliwość samodzielnego decydowania o ważnych sprawach. Ale te same lewicowe kręgi na całym świecie dążą do obniżenia wieku uprawniającego do głosowania, umożliwiają i zachęcają do wczesnego rozpoczynania współżycia seksualnego, proponują nastolatkom tabletkę wczesnoporonną bez recepty i zgody rodziców czy umożliwiają samodzielne decydowanie przez nastolatków o zmianie płci. Akceptują i przyjmują na politycznych salonach niezrównoważone nastolatki nagłaśniając ich kontrowersyjne poglądy i nominując do prestiżowych nagród (przykład „klimatycznej aktywistki z zespołem Aspergera” Grety Thunberg – na końcu wpisu film, który warto oglądnąć). Dlaczego chcą stworzyć albo już stworzyli takie możliwości ludziom pozostającym w „naturalnym stanie ograniczonej poczytalności”? Ja mogę to wytłumaczyć tylko w jeden sposób – najwyraźniej w stanie, tym razem nienaturalnym, „ograniczonej poczytalności” pozostają lewicowe elity Zachodu. 

Kolejny ciekawy punkt, to wykorzystywanie coraz większej wiedzy o mózgu przeciw nam. Wszystkie rządy, coraz bardziej totalitarne niezależnie od tego, co mówią, dostają lub mogą dostać narzędzia do sterowania ludźmi. Pomimo krytyki i dowodów na nienaukowość na świecie stosuje się nową wersję aparatów do wykrywania kłamstwa – takie mózgowe wariografy. I już są więzieniach ludzie skazani tylko na podstawie takich pseudonaukowych badań. Szykowane są aparaty, które mają umożliwić wejście nam w głowę. Jak to określi szef jednej z firm: „Ostatnią twierdzą prywatności jest twój mózg. Ale TO nam pozwoli do niego zajrzeć.” W USA na poważnie rozpatruje się, czy nie narusza to praw wynikających z prawa do milczenia i prawa do prywatności.  Wszystko to nie uwzględnia tego, że nikt nie ma najmniejszego pojęcia, jak powiązać mózg i procesy w nim zachodzące z umysłem czy wolną wolą. Ale żądza władzy nad ludźmi jest silniejsza, a ofiary na drodze „postępu” są dla wyznawców nowego, lewicowego świata konieczne dla szczęścia ludzkości. 

            Badań nad mózgiem nikt nie zatrzyma. Jaka więc rada po przeczytaniu książki? 

Na dziś – jak zobaczycie gdzieś słówko „neuro” to zachowujcie duży sceptycyzm. Dzisiaj bowiem większość tak określanych rzeczy to nadużycie albo wręcz oszustwo. Nie dajcie się nabierać na super „neuro” techniki nauczania dzieci i dorosłych, „neuro” zarządzanie, „neuro” marketing czy „neuro” cokolwiek.

 A na przyszłość? Patrzmy uważnie co nam może zagrozić. I to pewnie nie będzie miało w nazwie „neuro”, chociaż będzie wykorzystywało najnowsze osiągnięcia neuronauk.

I małe post scriptum. 

Użyłem w tekście słowa „postęp”. Bardzo często spotykam się z tym słowem. Trzeba być „postępowym”, nie można zatrzymywać „postępu”, ty jesteś taki „niepostępowy”,  „postęp” dla dobra ludzkości, … .I w małe zakłopotanie wprawiam zadając pytanie: Co to jest postęp? Jakie są kryteria oceny postępu i czy każdy postęp jest dobry? Przecież choroby też mają swój „postęp”. Wygląda na to, że wszyscy mówią o „postępie”, ale mało kto potrafi wyjaśnić co pod tym pojęciem rozumie. Co dla Was oznacza postęp?