totalitaryzm

Faszyzm – czy nadchodzi?

Lewicowy faszyzm

Ostatni wpis na blogu kończyłem słowami Benito Mussoliniego „Wszystko dla państwa, nic przeciw państwu!”. Nie przypadkiem przywołałem słowa twórcy faszyzmu. Oskarżanie o bycie faszystą jest dziś często słyszane. Zarówno w Polsce, jak i za granicami naszego kraju lewicowe środowiska używają często tego określenia w stosunku do oponentów politycznych. Czy słusznie? W rozstrzygnięciu tego dylematu pomoże nam książka napisana przez Jonah Goldberga „Lewicowy faszyzm” wydana w roku 2013 przez wydawnictwo „Zysk i S-ka. Nie sposób przywoływać bogatej argumentacji zawartej na ponad 650 stronach książki. Korzystając z uwag autora przyjrzyjmy jednak się zjawisku faszyzmu od strony jego źródeł i powiązań z innymi ideologiami, bo w tym zakresie jest poważny mętlik pojęciowy. Hasło faszyzm w Wikipedii jest też dobrym przykładem celowego pomieszania z poplątaniem. Dzisiaj mało kto potrafi opisać faszyzm zgodnie z prawdziwym znaczeniem tego pojęcia i jego historycznymi źródłami ideowymi. Autor cytuje jednego z najbardziej znanych badaczy faszyzmu Stanleya G. Payne’a, który twierdził, że „… słowo faszyzm pozostaje prawdopodobnie najmniej precyzyjnym określeniem spośród najważniejszych pojęć politycznych”. Nie przypadkiem więc pierwszy rozdział książki Goldberga ma tytuł „Wszystkie twoje przekonania na temat faszyzmu są błędne”. O jakich błędnych przekonaniach pisze Goldberg? Historia zamieszanie pojęciowego ma już długą historię, a jej przyczyną są prawdziwe korzenie faszyzmu i nazimu. Przed drugą wojną światową faszyzm powszechnie uważany był za ruch postępowy. Popierany był przez przedstawicieli lewicy, zarówno w Europie jak i Stanach Zjednoczonych. Nie przypadkiem Mussolini i Lenin darzyli siebie szacunkiem – podstawą do tego była wspólnota poglądów. Mussolini był przez całe lata aktywistą socjalistycznym i główny trzon jego poglądów pozostawał bez zmian. Hitler także był osobą o poglądach lewicowych. Podobnie jak inne ruchy lewicowe faszyzm odwoływał się do matki wszystkich ruchów lewicowych – krwawej rewolucji francuskiej 1789 roku. We wszystkich lewicowych ideologiach stwierdzenie Robespierra „Lud zawsze jest więcej warty od jednostek. […] Lud jest bytem najwyższym, a jednostki są słabe” to podstawa organizacji społeczeństwa.

Goldberg szczegółowo, na wielu przykładach pokazuje lewicowe korzenie faszyzmu. Opisuje zachwyty amerykańskich elit nad Mussolinim i jego ideologią (progresywiści z lat I wojny światowej i liberalny faszyzm prezydenta Wilsona czy faszystowski model Nowego Ładu F.D. Roosvelta z lat 30-tych XX wieku przypominający jako żywo politykę gospodarczą Mussoliniego czy Hitlera). Podobnie z uznaniem faszyzm był przyjmowanym w Europie. U nikogo w tamtych latach nie budziły się wątpliwości do co lewicowości faszyzmu. Podobnie było z nazizmem, twórcy którego bezpośrednio definiowali siebie jako ludzi lewicy – narodowi socjaliści. Warto pamiętać, że do inwazji nazistowskich Niemiec na ZSRR także komuniści w tym kraju nie określali faszyzmu czy nazizmu ideologiami prawicowymi, a wręcz przeciwnie – były te ideologie postrzegane jako pokrewne komunizmowi. Skąd więc dzisiaj powszechne przyporządkowywanie faszyzmu i nazimu do prawicy? W przedmowie do książki Godberga napisanej przez Leszka Balcerowicza mamy jasne wyjaśnienie, które zacytuję w całości: „Zdecydowany propagandowy zwrot nastąpił po inwazji hitlerowskich Niemiec na Związek Radziecki. Śmiertelnego wroga nie można było uważać za członka tej samej lewicowej rodziny. Nazizm – i szerzej faszyzm – stały się w machinie propagandowej Stalina przejawami skrajnej „prawicy”, co miało sugerować, że są na krańcu przeciwstawnym do „lewicy”. Ta propaganda została nie tylko upowszechniona w „obozie socjalistycznym”, ale i podchwycona z wielkim sukcesem w Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza w kręgach lewicowych”.  Lewica z chęcią przystała na taką zmianę zwłaszcza w momencie, gdy wyszły na jaw zbrodnie ludobójstwa i Holokaust – za wszelką cenę chcieli i chcą dalej zrzucić z siebie odium ideologicznego pokrewieństwa z mordercami. Pomimo ujawniania kolejnych lewicowych zbrodni idących w dziesiątki milionów ofiar (ZSRR, Chiny, Kambodża, …) ich działania okazują się być skuteczne. Propaganda stalinowska wspierana przez lewicowe kręgi na Zachodzie była tak skuteczna, że już w 1946 roku George Orwell pisał: „Słowo faszyzm nie ma obecnie żadnego znaczenia oprócz tego, że oznacza coś niepożądanego”. W ciągu ostatnich lat słowo faszyzm używane jest powszechnie przez lewicę jako pejoratywne określenia na osobę o innych niż lewicowe poglądy – współczesnego heretyka. Służy ono w zdominowanych przez lewicę mediach, na uniwersytetach zdominowanych przez marksistów i debacie społecznej do współczesnej ekskomuniki z działalności społecznej i politycznej. 

Tymczasem prawdziwy faszyzm ma się, moim zdaniem, coraz lepiej. Jak pisze Goldberg „…lewicowcy dostrzegają do wszędzie, nie widzą go tylko wtedy, gdy patrzą w lustro”. Analizując to, co się ostatnio dzieje w krajach europejskich i Stanach Zjednoczonych można dostrzec, że rozwiązania proponowane przez faszyzm są coraz powszechniejsze. Coraz większa rola państwa, zgodnie z życzeniem Mussoliniego przywołanym na początku, jest widoczna wszędzie. Po faszystowsku, nazistowsku i komunistycznie – coraz częściej to obywatel jest dla państwa, a nie państwo dla obywateli. Coraz większa ingerencja – też zgodnie ze wszystkim tymi ideologiami – państwa w rodzinę.  Zabierając prawa rodzicom państwo decyduje o wychowaniu dzieci i tym, czego muszą się uczyć. Protestującym rodzicom w wielu krajach zabiera się prawa rodzicielskie.  Wprowadza się powszechnie cenzurę – pod pretekstem walki z wyimaginowaną „mową nienawiści”.  O tym co jest mową nienawiści decydują współcześni działacze lewicowi. Powszechna jest też totalna inwigilacja i kontrola wszystkich ludzi. Coraz więcej państwa – coraz mniej wolności. Hitler, Stalin i Mussolini z wielkim zadowoleniem patrzyliby na wprowadzane dzisiaj rozwiązania. 

Odpowiedzmy na tytułowe pytanie – czy faszyzm nadchodzi? Tak – jest u naszych bram. Ale nadchodzi z innej strony niż to sugerują lewicowcy. To lewicowy faszyzm, zmodernizowany i częściowo zmodyfikowany oraz oparty o supernowoczesne technologie. Kolejne pokolenie lewicowych progresywistów mówią, że będą nam urządzały życie, bo oni jak zwykle wiedzą najlepiej, co nam jest do szczęścia potrzebne. Lewicowy faszyzm dąży coraz skuteczniej do ograniczania naszej wolności. W tym kontekście i obecnej sytuacji związanej z koronawirusem warto przytoczyć słowa Alexisa de Tocquevilla sprzed ponad 150 lat: „Nie wolno zapominać, że szczególnie niebezpieczne jest zniewalanie ludzi w drobnych sprawach życiowych. Osobiście skłaniałbym się do zdania, że wolność jest mniej konieczna w sprawach wielkich niż w kwestiach drobnych”. 

Patrzmy co się dzieje, włączajmy swoją czujność, jak usłyszymy słowo „faszysta”. Pamiętajmy o obecnie realizowanej polityce Unii Europejskiej opartej o komunistyczny „Manifest z Ventotene” wiedząc, że „pod względem teorii i praktyki różnice między faszyzmem a komunizmem okazują się minimalne”. Patrzmy na wszystkich, którzy chcą nam narzucić swoje rozwiązania siłą, grożąc pozbawieniem prawa do podróżowania, ograniczając możliwości pracy czy decydowania o sobie i naszych dzieciach w różnych sferach życia.  

Gorąco zachęcam do przeczytania książki „Lewicowy faszyzm”. Jest to lektura obowiązkowa dla każdego, któremu miłe są idee wolności i demokracji. 

Poniżej nagranie, które z jednej strony może nas śmieszyć, z drugiej zaś przerażać. Polityk i była minister edukacji narodowej Joanna Kluzik-Rostkowska (kiedyś PiS, teraz PO) mówi o faszyźmie. Komentarz może być jeden – rządzą nami głupcy. Pozostaje pytanie – jak to się stało, że posłem czy ministrem może być ktoś taki? (Oglądajcie od minuty 2:20)

Tutaj trochę rzetelnych wiadomości:

Dokąd prowadzi nas koronawirus?

Demokracja - opium dla ludu

Ostatnie miesiące kryzysu, którego przyczyną jest koronawirus pokazują, że znany nam świat się kończy. Nie zajmując się zbytnio dalekosiężnymi prognozami, przyjrzyjmy się temu, co już widać gołym okiem. I przyjrzyjmy się demokracji liberalnej, czyli dominującemu modelowi politycznemu państw świata zachodniego. Pomocą w tym będzie lektura książki Erika von Kuehnelt-Leddihn Demokracja – opium dla ludu (Wydawnictwo Prohibita, Warszawa 2012 – oryginalny tytuł Demokratie – Eine Analyse, wyd. 1996).  We wprowadzeniu do książki pisze on: „Najbardziej palącym problemem naszych czasów jest ratowanie wolności, byśmy nie doczekali chwili, gdy liberalną demokrację zastąpi totalna tyrania”. Czy to słuszne obawy?  Chyba tak. Już ponad 170 lat temu Alexis de Tocqueville pisał, że demokracji grożą dwa niebezpieczeństwa: „anarchia i zupełnie jej przeciwna forma tyranii, jakiej w przeszłości nigdy jeszcze nie było”. Tocqueville opisał też model państwa opiekuńczego, które „przekształci ludzi w „pilne, bojaźliwe zwierzątka”, ponieważ państwo przejmie opiekę nad wszystkimi dziedzinami życia i będzie je w pełni kontrolowało”. Ale co ma do tego koronawirus i jak analiza demokracji dokonana w książce może nam pomóc w zrozumieniu tego, co nadchodzi? Czy jest szansa na obronę wolności? 
Pierwszym bardzo ważnym faktem związanym z obecnym kryzysem, o którym już zaczyna się mówić, to sprawność działania systemu demokracji liberalnej. Kryzys ten w powszechnym odczuciu został sprawniej rozwiązany przez kraje o ustrojach totalitarnych niż kraje demokratyczne. Dotyczy to zarówno sfery ochrony zdrowia, jak i gospodarki. Zarówno ten kryzys, ale i wcześniejsze dokonania gospodarcze i naukowe Chin uderzają bardzo mocno w powszechne dotąd przekonania, że tylko kraje demokracji liberalnej są w stanie zapewnić rozwój gospodarczy oraz sprawnie poradzą sobie z kryzysami. W obecnej sytuacji już widać, że Chiny wyjdą z obecnego kryzysu wzmocnione. To Chiny dostarczają całemu światu respiratory, leki (około 80-90% środków czynnych do leków pochodzi z Chin!) czy maseczki, o które kłócą się rządy krajów „zjednoczonej Europy”. W tym samym czasie władze Unii Europejskiej apelują obecnie do rządów krajów członkowskich, aby nie pozwalały na  wykupienie firm przez Chińczyków . W krajach demokratycznych zaczyna się wzorem Chin wprowadzać totalitarne rozwiązania ograniczające wolność obywateli. Często bezprawnie. Powszechna inwigilacja rodem z Roku 1984 Orwella zaczyna być standardem. Wiele rządów ingeruje też radykalnie w gospodarkę, z zapowiedziami szerokiej nacjonalizacji przedsiębiorstw. Państwo przejmuje coraz więcej obszarów i przesuwamy się dosyć szybko w kierunku całkowitej kontroli obywateli i gospodarki. 

Drugi fakt, jasno widoczny i opisywany już przeze mnie, to coraz większa bezradność i coraz mniejsza odporność psychiczna ludzi żyjących w państwach demokracji liberalnej. Zaczynają przypominać Tocqueville’owskie „pilne, bojaźliwe zwierzątka” i z chęcią oddają swoją wolność w zamian za złudzenie bezpieczeństwa. Wielu oczekuje z nadzieją na pensję obywatelską należną z faktu samego istnienia na tym świecie, której pomysły wprowadzenia przyspieszyły w obecnym kryzysie. 

Czy rządy dzisiejszych krajów demokracji liberalnej będą szły drogą do totalitaryzmu? Zobaczmy co pisze o przyszłości demokracji Erik von Kuehnelt-Leddihn.  Książka zaczyna się od analizy licznych słabości demokracji, szczególnie widocznych w XX wieku. Narastający populizm i coraz częstsze przejmowanie władzy przez „partie Świętego Mikołaja”, które realizują programy powszechnego rozdawnictwa pieniędzy (patrz PiS w Polsce, ale także na przykład Włochy). Brak mężów stanu myślących kategoriami przyszłości i coraz gorsi politycy, których jedynym celem jest wygranie kolejnych wyborów. Polityków tych nie karze też nikt „choćby miał na sumieniu działania, które zwykłego menedżera zaprowadziłyby przed oblicze sądu.” Kolejny problem to niskie lub całkowity brak kompetencji decydentów. Żeby prowadzić działalność gospodarczą w wielu sytuacjach trzeba mieć odpowiednie wykształcenie, dodatkowe kwalifikacje i uprawnienia. Rządzenie krajem nie wymaga w demokracji liberalnej żadnych kwalifikacji. Rządzi oligarchia polityczna i polityk dzisiaj jest ministrem gospodarki, jutro zdrowia, a pojutrze dowolnego innego ministerstwa. To, że nie ma żadnego wykształcenia i doświadczenia nie jest brane pod uwagę. I tak jest na każdym szczeblu, od prezydenta, przez rząd, senatorów, posłów i radnych wszystkich szczebli. Ponieważ obywatele to widzą, mają coraz gorsze zdanie o politykach i demokracji, a w efekcie w wszystkich krajach spada odsetek osób biorących udział w wyborach

„Demokracja stoi po lewej stronie” to kolejna z uwag autora. Ta uwaga jest szczególnie istotna – w krajach zachodnich ideały równości doprowadzono do absurdu. To właśnie z tej cechy demokracji wynika możliwość prowadzenia polityki multikulti, promocji ideologii LGBT+ i zrównania wszystkiego, co się da. Jak pisze autor: „Lewica opowiada się za jednostajnością i im bardziej jednostajny, monotonny jest państwowo-kulturalny-społeczny „krajobraz” państwa, tym lepiej funkcjonuje w nim liberalna demokracja”. Słowa te wpisz wymaluj pasują do Unii Europejskiej i realizowanego przez nią planu zapisanego w Białej Księdze opartej na komunistycznym Manifeście z Ventotene .

Erik von Kuehnelt-Leddihn odnosząc się do przyszłości demokracji przywołuje Platona, dla którego „ewolucja demokracji w kierunku populistycznej, opartej na masach tyranii, była drogą zupełnie naturalną i logiczną”. Odwołuje się do licznych przykładów z przeszłości pokazujących, jak demokracja otwierała drogę totalitaryzmom, w szczególności podczas kryzysów, zauważa, że „demokracja jest instytucją na piękną pogodę, a nadejście brzydkiej – jak to w przyrodzie bywa – nieuchronne, nie sposób zapobiec kryzysowi demokracji”. Dodając do tego obrazu populistyczne media, w zdecydowanej większości lewicowe, mamy system sprzężenia zwrotnego wzmacniającego tendencje populistyczne w społeczeństwach. 

Pretekstem do przyspieszenia tempa wprowadzania totalitarnych rozwiązań może być dzisiaj koronawirus. Jutro znajdzie się inny powód. Warto wiedzieć, że rozwiązania ograniczające naszą wolność wprowadzana w chwili kryzysu pozostają praktycznie bez istotnych zmian, nawet jak kryzys się skoczył. Tak było z regulacjami wprowadzonymi po ataku na WTC w Nowym Jorku czy regulacjami stanu wyjątkowego w ostatnich latach we Francji. Ideologiczne wsparcie do takich działań jest już przygotowane. Mogą to być pomysły budowy superpaństwa na bazie komunistycznej UE lub przywoływane obecnie propozycje rządu światowego, bez którego ponoć nie poradzimy sobie z problemami współczesności. Mogą to być socjalistyczne państwa narodowe przejmujące wszystkie sfery życia w imię większego bezpieczeństwa. A przykład skutecznych, totalitarnych Chin będzie dodatkowo wzmacniał te tendencje. Wystraszone i bezradne, populistyczne masy, które chcą tylko spokojnie konsumować nie tylko nie będą miały nic przeciwko takim działaniom, ale wręcz będą ich oczekiwać. Technologię totalnej inwigilacji, która jest gotowa i przetestowana rządy już dzisiaj zaczynają masowo wykorzystywać w imię znanej dewizy: „Wszystko dla państwa, nic przeciw państwu!”
Czy ktoś jeszcze pamięta słowa z bajki La Fontaine’a: „Lepszy na wolności kęsek lada jaki, niźli w niewoli przysmaki”.

I tam nas prowadzi koronawirus. Obym się mylił. 


I jak zwykle kilka wartych oglądnięcia filmów na YouTube związanych z poruszanym tematem:

Marna przyszłość naszej wolności

Marna przyszłość nasze wolności

            Jedną z pierwszych książek przedstawionych przeze mnie na tym blogu była książka guru transhumanizmu Raya Kurzweila zatytułowana „Nadchodzi osobliwość” LINK. Do Kurzweila i jego pomysłów odwołują się kilkukrotnie Jean-Herve Lorenzi i Mickael Berrebi w książce „Przyszłość naszej wolności. Czy należy rozmontować google’a i kilku innych?” (Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2019). Autorzy skupiają się na zagrożeniach jakie niesie ze sobą gwałtowny rozwój technologii w zakresie informatyki, biologii czy nanotechnologii. Pozycja ta zainteresowała mnie, bo moim zdaniem, stanowczo za mało się mówi i pisze na temat poważnych zagrożeń dla naszej wolności, a nawet przyszłości gatunku homo sapiens. Więcej na ten temat jest w filmach i serialach science fiction niż w poważnej debacie. Nic więc dziwnego, że przy opisie zagrożeń autorzy odwołują się do seriali z ostatnich lat (Westworld, Czarne lustro). W Polsce opinia publiczna swoją uwagę skupia na sporze pomiędzy PO i Lewicą a PiS, chociaż tak naprawdę obydwie strony sporu nie mają nam nic do zaoferowania w rozwiązaniu problemów przyszłości. I wydaje się, że nikogo nie interesuje, że za 10-20 lat obecny spór będzie oceniany jako bezsensowny z punktu widzenia znanych i zdefiniowanych już dzisiaj poważnych zagrożeń.  

Autorzy już w tytule książki definiują zagrożenie – uderzenie w naszą wolność. Jaki piszą: „Zbyt szybko zapomniano, że przez większość swego istnienia świat przeżywał okresy niewolnictwa i poddaństwa”.  Co zdaniem autorów może zrobić z nas niewolników?

Pierwszy obszar, dobrze znany i opisany to rozwój informatyki, w szczególności internetu i mediów społecznościowych oraz technologii śledzenia nas na każdym kroku. Opisany przez Orwella, ale przez większość ludzi lekceważony Wielki Brat już patrzy, „nawet jeśli nadajemy mu bardziej atrakcyjne oblicze technologii na usługach człowieka”. A przez władze rozwój Wielkiego Brata wspierany jest na każdym kroku. Z jednej strony rządom pasuje coraz większa kontrola nad obywatelami, z drugiej wydaje się, że część rządzących jest przekonana o wielkich dobrodziejstwach cyfrowej rewolucji. Lorenzi i Berrebi na podstawie twardych danych ekonomicznych udowadniają, że wbrew powszechnej opinii w ostatnich latach średni wzrost produktywność środków produkcji raczej spada niż rośnie. Ale to wątek poboczny. 

To co ważne, to to, że już dzisiaj wielkie koncerny są w stanie sterować ludzkimi zachowaniami dzięki zgromadzonej o nas wiedzy. Każdy posiadacz telefonu komórkowego, każdy korzystający z internetu, nawet jeżeli nie korzysta z mediów społecznościowych, jest dokładnie opisany, zdefiniowany i śledzony każdego dnia. Technologiczni giganci i rządy wiedzą o nas więcej, niż my sami. Stwierdzenia, że nie mam nic do ukrycie i niech sobie wiedzą,  świadczą raczej o naiwności. Dzisiaj zgromadzona wiedza będzie lub już jest wykorzystywana praktycznie przeciw nam lub naszym bliskim.  Obecny polski rząd coraz szerzej wykorzystuje technologie informatyczne do śledzenia obywateli i firm – co planuje można się dowiedzieć od obecnego ministra finansów z filmu dostępnego w internecie (LINK) . Dodajmy do tego zaawansowane prace nad sztuczną inteligencją, przed rozwojem której ostrzegali i ostrzegają najwybitniejsi naukowcy, między innymi zmarły już Stephen Hawking. Gigantyczne ilości danych o nas oddane do dyspozycji sztucznej inteligencji oraz wykorzystanie jej do sterowania kluczowymi procesami w skali całego świata, to zagrożenie dla ludzkości większe niż bomba atomowa. 

Kolejne zagrożenie, które mamy za progiem to modyfikacje człowieka i chęć stworzenia człowieka-boga. Ja piszą autorzy: „Po raz pierwszy od oświecenia świat zaczyna żywić ogromną, naiwną, irracjonalną – a zatem niebezpieczną – nadzieję, że nauka jest w stanie przezwyciężyć wszystkie ludzie ograniczenia”.  O planach transhumanistów pisałem przy okazji książki „Nadchodzi osobliwość” i nie będę ich powtarzał. Warto tylko zauważyć, że eksperymenty z modyfikacjami genetycznymi ludzi już są robione. Oficjalnie wiemy o tego typu działaniach zrealizowanych już w Chinach. Co się dzieje w tajnych laboratoriach możemy się tylko domyślać.  Może już przekroczyliśmy moment, po którym nie ma odwrotu? Na pewno zgadzam się z autorami, że nie wyciągamy nauk z mądrości znanej do wieków.  Wieża Babel czy podobne mity z innych kultur nic nas nie nauczyły i dzisiaj „technologiczni profeci, po raz kolejny przyjmują tę butną postawę i mówią nam, że są w stanie odbudować zaufanie, przywrócić wolność, osiągnąć doskonałość i nieśmiertelność”. 

Jakie perspektywy widzą przed nami autorzy? Kreślą tylko dwa scenariusze. Pierwszy to mieszanina totalitarnych rozwiązań opisanych w Roku 1984 Georga Orwella, Nowym wspaniałym świecie Aldousa Huxleya czy Pozytronowym człowieku Isaaca Asimowa.  To wizja okrutnego totalitaryzmu i wpędzenia ludzie w niewolę, z której ciężko się będzie wyzwolić. Bohater Nowego wspaniałego świata znalazł tylko jedno wyjście – samobójstwo. Ktoś, kto nie zna powyższych książek powinien je jak najszybciej przeczytać – nie jako science fiction, ale jako plan działania architektów widocznego już na horyzoncie „Prawdziwego, Nowego Wspaniałego Świata”.  Świata, jak to określają autorzy, „technologicznego komunizmu”. 

Czy druga wersja przyszłości jest bardziej optymistyczna? Zdaniem autorów – tak. To wizja „rehumanizacji świata”. Zaprojektowane na nowo, w oparciu o myśli największych myślicieli, społeczeństwo mądrych i dobrych ludzi rządzonych przez mądrych i dobrych przywódców. Świat władzy pilnującej interesów i prywatności jednostki.  Świat powszechnej zgody, przestrzegania porozumień i kontroli zastosowań technologii. Świat, o którym sami autorzy piszę, że jest utopijny. Moim zdaniem tym bardziej utopijny, że główne zadania na drodze do jego osiągnięcia jakie definiują autorzy, to rozmontowanie Google i podobnych mu technologicznych monopoli oraz wprowadzenie nowej, globalnej etyki.  Naiwność w podejściu do rozwiązania arcytrudnego problemu jest zadziwiająca. Przy czym realizacja pomysłu wprowadzenia i egzekwowania globalnej etyki wymagałaby wprowadzenia rządu światowego, który używał by technologii do totalnej kontroli wszystkiego. Lekarstwo gorsze od choroby. 

Dodatkowo autorzy w swoich pomysłach nie biorą pod uwagę kilku ważnych czynników. Po pierwsze mocno pomijają w analizach i propozycjach Chiny, Rosję i inne kraje, ciężar budowy świata według ich pomysłu opierając na Stanach Zjednoczonych i Unii Europejskiej. I jeszcze gorzej – w swoich analizach i pomysłach nie biorą wcale pod uwagę panujących dzisiaj na świecie ideologii i ich stosunku do totalitarnych rozwiązań. A wystarczy zauważyć, że głosiciele tych ideologii z wielką chęcią już dzisiaj wykorzystują technologie do wprowadzenia powszechnego nadzoru, ograniczania wolności słowa i wolności osobistej ludzi. Na Zachodzie marksiści kulturowi, dominujący na scenie politycznej, skutecznie wprowadzają swoje rozwiązania, a technologia służy do urabiania opinii publicznej i uciszania głosów im nieprzychylnych. Algorytmy wyszukują i kasują w sieci treści uznane przez lewicowych aktywistów za „mowę nienawiści” blokując tym samym głosy prawicowe i chrześcijańskie. W Chinach działa skutecznie system totalnej inwigilacji i klasyfikacji punktowej każdego obywatela SCS (LINK). A kolejne kraje, teoretycznie demokratyczne, przymierzają się do wprowadzenia takiego systemu (LINK – przykład Australia). I podobnych przykładów można by podać więcej. Jeżeli siły rządzące dzisiaj, są za rozwojem rozwiązań totalitarnych, to kto je zatrzyma? Moim zdaniem na razie nie widać dobrego rozwiązania. Tym bardziej, że jak pisałem na początku tego tekstu, przeciętny człowiek nie interesuje się nadchodzącymi zagrożeniami, a politycy to najczęściej egoistyczni, kłótliwi, głupi i żałośni ludzie małego formatu. 
Warto jednak przeczytać książkę, bo jest w niej sporo ciekawych informacji. A wnioski wyciągajcie sami. Moim zdaniem, autorzy nie udźwignęli zadania, którego się podjęli.

I na sam koniec – jako autor tego bloga zapewne jestem już zakwalifikowany przez algorytmy szpiegujące różnych firm i instytucji do grupy osób przeznaczonych do bieżącego monitorowania jako „niepoprawny politycznie”. Czytelnicy pewnie też. Czy już się boicie?