„Idee mają konsekwencje.” Książką, która polecam od ponad dwudziestu lat tym, którzy chcą zrozumieć źródła i przyczyny obecnego upadku kultury zachodniej. „Idee mają konsekwencje” autorstwa Richarda Weavera opublikowana została w 1948 roku (polskie wydanie w 1996 – Wydawnictwo Profesjonalnej Szkoły Biznesu z Krakowa). Ponad siedemdziesiąt lat, jakie minęło od publikacji książki potwierdziło tezy autora i dostarczyło mnóstwo dowodów na słuszność jego diagnozy. Lektura tej książki dzisiaj nie nastraja optymistycznie. Od 1948 roku wszystkie opisane przez Weavera symptomy upadku naszej cywilizacji nie tylko się znacząco nasiliły, ale pojawiły się ich nowe, znacznie gorsze, pochodne i mutacje. W swoich poszukiwaniach praprzyczyn obecnego upadku Weaver sięga do XIV wieku i średniowiecznego sporu o uniwersalia. Osobą, która miała znaczący wpływ na zmianę kierunku myślenia i która przyczyniła się do fatalnej w skutkach doktryny nominalizmu był William Ockham. Co ciekawe, podobne stanowisko przedstawił Bendykt XVI w słynnym wykładzie ratyzbońskim. To pęknięcie powstałe w XIV wieku od tego czasu cały czas się powiększało prowadząc prostą drogą do widocznego już końca naszej cywilizacji. Powie ktoś, że wiązanie zdarzeń sprzed 600 lat z dniem dzisiejszym to przesada, ale wszyscy historycy starożytności twierdzą, że przyczyny upadku Imperium Rzymskiego należy umieścić cztery stulecie zanim to sobie powszechnie uświadomiono.
Nie sposób w tej krótkiej recenzji prześledzić cały niesłychanie ciekawy i niepokojący wywód Weavera. Skupmy się na kilku punktach. Pierwszym powszechnym, a z pewnością błędnym przekonaniem sygnalizowanym przez autora jest myślenie według postępowej teorii historii. Bardzo często spotykamy się z przekonaniem, że cała historia to nieustanny postęp i teraz na pewno jesteśmy w punkcie najwyższego dotąd rozwoju. Przekonanie takie jest podtrzymywane przez lewicowych myślicieli, w szczególności od czasów tzw. „Oświecenia”. Pozwala to na podtrzymywanie lewicowych mitów, pomimo oczywistych faktów im przeczących. Komunizm ma się dobrze pomimo stu kilkudziesięciu milionów ofiar tego systemu, bo jest przecież najwyższą formą rozwoju. Mam tu na myśli też obecne wykwity myśli marksizmu kulturowego, czyli dominującej dzisiaj w całym zachodnim świecie ideologii. Wszystkie obecne szaleństwa zawsze są pokazywane jako postęp. Moim zdaniem każdemu znającemu chociaż trochę historię hasło „postęp” powinno nakazywać włączenie najwyższego stopnia czujności i nieufności.
Bardzo ciekawe są uwagi Weavera poświęcone zmianie języka, którym się posługujemy. Coraz częściej mamy z tym do czynienia – lewica dość skutecznie działa w kierunku zmiany znaczenia słów lub doprowadza do zakazu używania tych, które uważa za „oceniające” i „źle wartościujące”. W podtytule rozdziału „Potęga słowa” autor cytuje Emersona: „Stopniowemu upadkowi człowieka towarzyszy upadek języka”. I trudno się z tym nie zgodzić. Autor odnosi się bardzo krytycznie do współczesnych mu semantyków. Ich wysiłki zmierzające do likwidacji polaryzacji podglądów poprzez zmianę języka ocenia, moim zdaniem trafnie jako próbę zakłamania rzeczywistości. Semantycy widzieli uprzedzenie w każdym epitecie – rozwinięcie ich myśli mamy na co dzień w formie poprawności politycznej. Od czasu publikacji książki i już po śmierci Weavera sytuacja radykalnie się pogorszyła. Ciekawe co Weaver powiedziałby o postmodernistach i dekonstrukcjonistach, którzy doprowadzili to, co zaczęli semantycy do kompletnego absurdu. Irracjonalizm, który zarzuca Weaver semantykom w wypadku postmodernistów został spotęgowany. Zapewne też przypomniałby im przywoływane w książce słowa Tukidesa wypowiedziane podczas nieszczęść wojen peloponeskich: „zwyczajna akceptacja powiązania słów z rzeczami była zmieniana stosownie do upodobań ludzi.” Dzisiaj widzimy, jak ideolodzy gender stosownie do swoich upodobań wiążą słowa z rzeczami szykując nam w ten sposób kolejne nieszczęścia.
I na koniec jeszcze jedna uwaga autora z rozdziału „Psychika zepsutego dziecka”, w którym opisana jest kondycja ówczesnego Amerykanina (lata czterdzieste XX wieku!). Człowieka, który nie potrafi widzieć związku pomiędzy wysiłkiem a nagrodą. Zaspokającego zachcianki, które wmówiły mu środki masowego przekazu (telewizja była wtedy w powijakach i Weaver pomija ją w swoich rozważaniach!). Myślącego, że postęp jest automatyczny i rozumiejącym prawo do poszukiwania szczęścia jako prawo do jego posiadania. I kiedy przychodzi przywrócić prawdziwe wartości „…, gwałtownie potrzebujemy uwydatnienia faktu, że nie ma żadnego związku pomiędzy stopniem doznawanej wygody a osiągnięciami jakiejś cywilizacji. Wręcz przeciwnie, odpoczynek jako forma spędzania czasu jest jedną z najpewniejszych oznak trwającego lub nadciągającego upadku. … Kult komfortu jest więc jedynie kolejnym aspektem decyzji, którą człowiek podjął – że postanawia żyć tylko w tym świecie”.
Kilka powyższych uwag dotyczących książki Richarda Weavera to moje luźne impresje związane z dniem dzisiejszym. Wybrałem tematy, dla których „wyzwalaczem” była lektura informacji w internecie o „postępach” szerzenia ideologii gender czy kolejny długi weekend w Polsce poświęcony kultowi grilla i piwa, a nie świętowaniu uroczystości Bożego Ciała. Być może większość ludzi skutecznie zindoktrynowana przez lewicowe środki masowego przekazu nie chce myśleć o przyszłości, gdyż jak pisze Weaver: „Szczere spojrzenie w przyszłość jest nieprzyjemne dla słabych na umyśle, bo daje ostrą lekcję ograniczeń i konieczność odpłaty.”
Jak chcecie zrozumieć, co się naprawdę dzieje z naszą cywilizacją koniecznie przeczytajcie o tym, że idee mają konsekwencje.