terapie psychodynamiczne

Czas szamanów?

Psychoterapia bez makijażu

Jednym z większych problemów dzisiejszego świata jest pogarszająca się kondycja psychiczna społeczeństw. Depresja stale pnie się w górę na liście najpowszechniejszych chorób WHO i niedługo będzie na 1 miejscu LINK . W Polsce przerażające są statystyki samobójstw wśród dzieci i młodzieży – więcej młodych ludzi popełnia samobójstwo niż ginie w wypadkach samochodowych LINK LINK . Wśród dorosłych, zwłaszcza mężczyzn, nie jest lepiej. Jesteśmy na drugim miejscu w Europie pod względem ilości samobójców. Szacuje się, że 10% młodych ludzi wymaga specjalistycznej pomocy. Także wśród osób starszych coraz częściej można usłyszeć o korzystaniu z psychoterapii. Organizowane są więc kampanie medialne mające zachęcić ludzi do korzystania z psychoterapii. Zagadnienie jest bardzo poważne. Warto więc przyjrzeć mu się dokładniej. Nigdy nie wiadomo, czy w naszym otoczeniu nie znajdzie się osoba, która będzie potrzebowała pomocy psychoterapeutycznej. Psychoterapii przyjrzał się z bliska Tomasz Witkowski w swojej książce „Psychoterapia bez makijażu. Rozmowy o terapeutycznych niepowodzeniach” (Wydawnictwo „Bez maski”, Wrocław 2018). Książka składa się z serii wywiadów z osobami, które w wyniku terapii odniosły poważne szkody na zdrowiu. Po każdym wywiadzie umieszczony jest komentarz w formie rozmowy autora ze znaną w świecie psychiatrii lub psychoterapii osobą. Nie sposób przytoczyć wszystkich przykładów poruszonych w książce. Wspomnę tylko dwa z opisanych przypadków, które skomentowane zostały przez znanych profesorów: Jerzego Aleksandrowicza i Jacka Bombę. Pierwszy przypadek to historia psychoterapii szkoleniowej, której poddał się kandydat na psychoterapeutę. W wielu organizacjach skupiających psychoterapeutów przejście własnej psychoterapii jest obowiązkowe. Osoba ta, normalny i zdrowy człowiek, znający mechanizmy, którym był poddawany i sam pracujący w roli terapeuty, swoją psychoterapię szkoleniową zakończył próbą samobójczą. Uratowano mu życie, ale zniszczenia organizmu są tak wielkie, że do końca życia nie odzyska zdrowia. Drugi przypadek to terapia, której poddała się młoda osoba, raczej z zamiarem drobnej korekty swojego zachowania, bo wydawało się jej, że może to pomóc w karierze w znanej firmie konsultingowej. (Prof. J. Bomba określił w książce taką terapię mianem „psychoterapii kosmetycznej”). Efekt tej „kosmetyki” to 8 lat straconego życia w wyniku prawdziwych problemów, jakie terapia wywołała. I przekonanie, że psychoterapeuci są sektą, a psychologia to religia.  Inne przypadki są nie mniej bulwersujące. Przy czym, co warto dodać, psychoterapeuci w opisywanych przypadkach to ludzie dobrze wykształceni będący członkami stowarzyszeń terapeutów, w tym jeden z tytułem profesorskim.  Od razu narzuca się pytanie – czy terapie są badane pod kątem potencjalnej szkodliwości i czy korzystający z terapii są o możliwych skutkach informowani? Odpowiedź jest dla nieznających wcześniejszych publikacji Witkowskiego szokująca – praktycznie nikt nie bada terapii pod tym kątem. Nie tylko w Polsce, ale i na świecie nie ma rzetelnych badań na dużych próbach! I nikt nikogo o potencjalnych szkodliwych skutkach terapii nie informuje. Wiadomo za to na pewno z badań – przytaczanych przez Witkowskiego w trzytomowej serii „Zakazana psychologia” – że brak jest przekonujących i jednoznacznych dowodów na skuteczność większości rodzajów psychoterapii[i]. Udokumentowane pozytywne oddziaływanie mają na pewno terapie poznawczo-behawioralne (CBT). Wiemy, że wszystkie terapie oddziaływują na człowieka, ale efekty mogą być zupełnie inne od oczekiwanych, co pokazują drastyczne historie opisane w książce. Co na to znani profesorowie? Moją uwagę zwróciło kilka wątków w ich wypowiedziach, które są istotne do oceny psychoterapii i odpowiedzi na tylko na jedno z wielu rodzących się pytań: to nauka czy szamaństwo. Pozwolę sobie kilka wypowiedzi przytoczyć zaczynając od prof. Aleksandrowicza: „… rola doświadczenia życiowego i osobowość terapeuty jest niewątpliwa i chyba większa niż jego wiedza teoretyczna” (str. 59), „Psychoterapeuta musi doświadczyć własnego uczestniczenia w tym procesie…. Wątpię, by można było uzyskać tę wiedzę wyłącznie z książek. Zwłaszcza, że w doświadczeniu psychoterapii napotykamy na wiele zjawisk, których nie potrafimy nazwać.” (str. 60).  A w odpowiedzi na pytanie Witkowskiego czy psychoterapia jest bardziej religią czy nauką profesor odpowiada: „Psychoterapeuci różnie o niej mówią: że jest sztuką, techniką, umiejętnością, wyznaniem, także – chociaż rzadziej – że jest wiedzą naukową.” (str. 62). Na stronie 63 Aleksandrowicz mówi o pojęciach, jakimi się posługują psychoterapeuci: „Na uznawanie przez nich za prawdziwe różnych twierdzeń, a raczej mitów – na temat wglądu, przeniesienia, przymusu powtarzania, determinującego wpływu doświadczeń wczesnodziecięcych” i dodaje, że psychoterapeuci „w niewielkim stopniu korzystają z postępów wiedzy”. Na pytanie autora książki, o podobieństwo działań psychoterapeutów do działań szamanów profesor odpowiada: „Z całą pewnością ma pan rację, są tacy psychoterapeuci, nawet całe grupy czy „szkoły”, często zresztą nabierające charakteru sekt.” (str. 64)

Przejdźmy do drugiego profesora – Jacka Bomby – i kilku jego wypowiedzi. Pan profesor jest przekonany, i zgadzam się z nim całkowicie, że należy postrzegać „… nauki o człowieku, a więc socjologię i psychologię jako nauki o układach złożonych, w których redukcja nie jest dopuszczalna” i „Potraktowanie umysłu ludzkiego i relacji między ludźmi jako układów złożonych, nieredukowalnych dom układów prostych, niesie istotną konsekwencję. A mianowicie tę, że prawdy sprawdzalne w układach prostych są daleko niewystarczające” (str. 281). Na pewno profesor jest konsekwentny, bo chwilę później stwierdza: „… istotą psychoterapii nie jest wgląd intelektualny, a przepracowanie emocjonalne.” i „Lekarz psychoterapeuta powinien wiedzieć o tym, że znajduje się w sytuacji mało poznanej. Psychoterapeuta nie-lekarz, także”. Prof. Bomba uznaje wgląd za ważny (str. 282), w przeciwieństwie do prof. Aleksandrowicza, który umieścił go na liście mitów. Podobnie jest z pojęciami przeniesienia (str. 283) czy wyparcia (str. 284). Na przywołane przez Witkowskiego zarzuty o religijnym charakterze psychoterapii Bomba odpowiada, że nie jest specjalistą od teologii i dodaje: „Modlitwa jest istotnym elementem życia duchowego i może korzystnie wpływać na stan zdrowia, ale nie jest metodą leczenia.” (str. 294). Zgodzę się, że modlitwa nie jest metodą leczenia, ale niezdefiniowane i niemierzalne „przepracowanie emocjonalne” raczej też nie. Jeszcze jedno ciekawe sformułowanie profesora: „Wartość dbania o rozwój psychiczny (umysłowy, uczuciowy, duchowy) nie została odkryta teraz. Nie wiem jednak, czemu teraz mieliby być w modzie psychoterapeuci. A nie filozofowie i duszpasterze.” Hmm…

Z wypowiedzi obydwu profesorów jasno wynika, że psychoterapii nie można uznać za dziedzinę naukową w rozumieniu takim, jakie stosujemy do nauk przyrodniczych.  Bliżej jej niestety do szamaństwa, w którym osobowość terapeuty jest ważniejsza od jego wiedzy. Człowiek nie jest układem redukowalnym i nie da się zdefiniować i opisać procesów psychoterapeutycznych, bo spotykamy zjawiska, których nie potrafimy nazwać. Ale skoro nie potrafimy nazwać, to jak możemy skutecznie oddziaływać? I jak możemy nauczać rzeczy, których nie potrafimy nazwać? Rodzi się naturalne pytanie czy psychoterapeuci wiedzą co robią?  Po przeczytaniu książki „Psychoterapia bez makijażu” można być przekonanym, że większość psychoterapeutów raczej nie wie. Stosują swoją „sztukę”, nieopisywalne metody i autorskie podejścia kompletnie nieweryfikowalne empirycznie. I nie chcą mówić o szkodliwych aspektach psychoterapii. Z pewnością obydwaj cytowani profesorowie mają dobre intencje. Są też dobrze wykształceni, zaangażowani w pomoc ludziom, są „osobowościami” i mogą być dla wielu dobrymi terapeutami. Co jednak z przeciętnymi studentami psychologii, którzy często sami z sobą sobie poradzić nie mogą? Jaka jest więc ich motywacja do działania i na co będą zwracali uwagę?  

Problem jest poważny, bo dużo ludzi rzeczywiście cierpi i oczekuje pomocy. Kilka rad z książki, co robić, gdy mamy problemy. Pierwsza rada przytoczona za książką Raja Persauda „Pozostać przy zdrowych zmysłach. Jak nie stracić głowy w stresie współczesnego życia”.  Przed skorzystaniem z pomocy specjalisty należy zwrócić się do przyjaciół. W drugiej kolejności skorzystanie z grup samopomocowych. Jeśli to nie pomoże Persaud zachęca, aby „łukiem ominąć psychoterapeutów i pójść do lekarza psychiatry.” Z kolei rada byłego psychoterapeuty – jeden z wywiadów w książce to wywiad z nim – to zapytanie o współpracę psychoterapeuty z psychiatrą i możliwość wspierania się lekami.  Jak już musicie skorzystać z terapii to zainteresujcie się terapiami poznawczo-behawioralnymi CBT, a unikajcie pseudonaukowych terapii psychoanalitycznych i ich pochodnych wywodzących się z nurtów tak zwanej psychologii humanistycznej. 

I kolejna rada, którą można wywnioskować z treści książki – nie dajmy się zwariować. W książce pada mocne stwierdzenie, że większość ludzi korzystających z terapii nigdy nie powinna z niej korzystać. Psychologowie dzisiaj na wszystko mają opis w swojej klasyfikacji zaburzeń ICD-10 czy DSM-5. Jesteśmy tylko jeszcze niezdiagnozowani i też nas najchętniej skierowali by na terapię. 

A najlepiej sami przeczytajcie książkę Tomasza Witkowskiego. Poruszyłem tylko jeden, interesujący mnie wątek związany z irracjonalnością współczesnego świata. A w książce poruszonych jest wiele więcej ważnych dla chcących lub wręcz muszących skorzystać z psychoterapii. Przeczytajcie zanim sami albo ktoś z Waszych bliskich będzie myślał o skorzystaniu z terapii. I jak zwykle zachęcam do samodzielnego wyciągania wniosków. Unikajcie szamanów!

Jak nie macie czasu na przeczytanie książki, to posłuchajcie na YouTube Tomasza Witkowskiego 


[i] Ciekawe informacje można też znaleźć w książce „50 mitów psychologii popularnej” opisywanej wcześniej na tym blogu: nie ma znaczenie doświadczenie terapeuty, niewielki odsetek terapeutów stosuje ugruntowane empirycznie terapie, większość ludzi radzi sobie z traumą sama, a terapie tylko im szkodzą. To ostanie zdanie jest szczególnie ciekawie – jako kiepski żart można potraktować informację podaną ostatnio przez media. Po awarii w Warszawie, w wyniku której zginęło sześć psów policyjnych policjantów „otoczono opieką psychologiczną” (sic!)