psychologia jako religia

Fałszywa religia w czasach zarazy

Psychologia jako religia

Koronawirus. Powszechna panika na całym świecie. Ograniczenia wolności osobistej, kryzys gospodarczy o nieprzewidywalnych skutkach. I powszechny strach wśród ludzi. Czy słusznie czy nie to oddzielny temat i nie jest przedmiotem tego wpisu. Ale na różnych portalach przy tej okazji coraz więcej ludzi pisze o depresji. O powszechnym syndromie stresu pourazowego całego społeczeństwa. I to nawet z powodu braku możliwości wyjścia z domu na siłownię czy wycieczkę rowerową! Znany psycholog, Jacek Santorski, dosyć bezczelnie obwieścił początek kilku lat tłustych dla psychologów LINK. Ludzie przez tysiące lat radzili sobie bardzo dobrze bez psychologów. Co się stało, że społeczeństwa straciły kompletnie odporność psychiczną? I nawet drobne utrudnienia zaczynają urastać do rangi nierozwiązywalnego problemu? Trochę o tym pisałem przy okazji książki Jean Twenge „iGen” LINK. Zwróciłem wtedy uwagę, że autorka zauważyła, iż pokolenie iGen jest słabsze psychicznie i mniej religijne. Wychowana ona była już w duchu lewicowej psychologii, nie przyszło jej więc na myśl zbadania dokładniej tego powiązania. Przyjrzyjmy się więc za nią zjawisku, które opisywane jest już od kilkudziesięciu lat, czyli psychologii jako religii. Większość ludzi uznających siebie za niewierzących nie zadaje sobie trudu zastanawiania się nad zjawiskiem swojej religijności. Nie dostrzegli więc, że fakt odrzucenia wiary w Boga spowodował, że teraz po prostu wierzą w coś innego. Są wyznawcami innej religii. Zjawisko psychologii jako religii opisał amerykański profesor psychologii Paul C. Vitz w książce „Psychologia jako religia” wydanej przez wydawnictwo „Logos” w 2017 roku. Pierwsze wydanie tej książki ukazało się w 1977 roku w USA. 

Na początku warto dodać, że nie mówimy o całej psychologii. To, co szeroko znamy jako psychologię można w grubym uproszczeniu podzielić na niezwykle pożyteczną i ważną psychologię naukową i pseudonaukową psychologię humanistyczną, która spełnia obecnie rolę nowej religii[1]. Religii „selfizmu” czyli stawiania własnego „ja” na piedestale, w której „samoaktualizacja”, samospełnienie i temu podobne kategorie są punktem odniesienia, jeżeli chodzi o celowość wszystkiego – od kształcenia się po samo życie”. Do głównych twórców tej nowej religii autor zalicza Carla G. Junga[2], Ericha Fromma, Carla Rogersa czy Abrahama Maslowa. Można do tego grona zaliczyć też takie znane postaci jak Alfred Adler czy Karen Horney. Czy rzeczywiście można mówić o psychologii jako religii? Przyjrzyjmy się najpierw założeniom psychologii humanistycznej i potem zderzmy to z definicją religii według Fromma. 

Co piszą twórcy psychologii humanistycznej? Gdzie lokują najważniejsze ich zdaniem wartości? Zacznijmy od Fromma, marksisty ze szkoły frankfurckiej: „Nie wyparcie się siebie samego ani nie samolubstwo, lecz miłość siebie samego, nie negacja jednostki, ale afirmacja swojej naprawdę ludzkiej istoty są najwyższymi wartościami humanistycznej etyki”.  Rogers, twórca terapii niedyrektywnej, stawia na „stawanie się sobą” poprzez pełną akceptację samego siebie takim, jakim się jest i akceptowanie wszystkich swoich uczuć. Do momentu, aż „osoba staje się jednością strumienia lub ruchu”. Maslow z kolei, oprócz bezwarunkowej akceptacji siebie samego, pisze też o spontaniczności, autonomiczności i twórczości jako cesze osoby idealnej. Podstawowym założeniem wszystkich powyższych psychologów humanistycznych jest to, że człowiek jest z natury dobry. A to co jest w nas złego, to wynik oddziaływania społeczeństwa, w szczególności rodziny. Dlatego też, jako że jesteśmy dobrzy, powinniśmy akceptować siebie, a każde swobodnie wyrażane uczucia nie mogą być złe. Samoaktualizacja w pojęciu Rogersa czy Maslowa jest zawsze procesem dobrym i „jest ona odpowiednim sposobem odkrywania najbardziej zadowalających sposobów zachowania w każdej sytuacji”. Idą nawet dalej: „robienie tego, co „odczuwa się jako słuszne” okazuje się kompetentnym i godnym zaufania przewodnikiem prowadzącym do zachowania, które jest w pełni satysfakcjonujące”. Rogers, stawiając „ja” na pierwszym miejscu pisze wręcz o związkach między kobietami a mężczyznami: „związki między kobietami a mężczyznami są znaczące, ale warto je utrzymywać o tyle, o ile są one doświadczane jako sprzyjające rozwojowi obydwu partnerów”. Czyli jak partner zachoruje, to kończymy związek, bo przeszkadza mi w samorozwoju i wyjeździe na przykład na narty. Małżeństwo według Rogersa to „niewiążące zobowiązanie” – sformułowania samo w sobie sprzeczne dobrze pokazuje logikę twórców psychologii humanistycznej. Co ciekawe, Rogers w swojej podstawowej pracy „O stawaniu się osobą” dużo pisze o uczuciach, pomijając miłość. 

Te kilka cytatów i uwag jasno pokazuje co jest najważniejsze dla psychologów humanistycznych – egoistyczna jednostka, kochająca samą siebie, która ma się samoaktualizować i realizować jakże popularne dzisiaj hasło „rozwoju osobistego” oraz pozytywnego myślenia. Jednostka, która z założenia jest dobra, a co złego to pochodzi z zewnątrz. Treści te przeniknęły do wszystkich dziedzin życia, od szkół począwszy. Zostały mocno zaakceptowane przez społeczeństwo, stąd też dzisiaj niezwykły wysyp podręczników rozwoju osobistego czy popularnych magazynów psychologicznych.  Wszystkie te publikacje przepełnione są treściami psychologii humanistycznej i selfizmu. I coraz więcej ludzi żyje według takiego modelu.

Ale czy można mówić w tym przypadku o religii?  Erich Fromm, jeden z guru „selfizmu” mówił o religii, że „jest to każdy system myśli i działań podzielany przez pewną grupę, który dostarcza jednostce układu orientacji i przedmiotu czci”. Cała koncepcja „selfizmu” doskonale pasuje do tej definicji – przedmiotem czci jest człowiek, który w procesie samoaktualizacji sam ustanawia prawa i sam decyduje, co jest dobrem, a co złem. Sam ustala swój układ orientacji. Religia ta rozszerzając się od kilkudziesięciu lat na całym świecie stała się powszechnie obowiązującą. Ma też cały czas swoich nowych proroków. Ostatnio bardzo znany i modny jest Yuval Noah Harrari, okrzyknięty jednym z najciekawszych myślicieli XXI wieku. Jedna z jego książek ma tytuł „Home deus” czyli człowiek – bóg. W książce tej twierdzi, że dzięki rozwojowi nauki doprowadzimy do tego, że przekształcimy się jako ludzie w nowy gatunek – człowiek-bóg. Jak sam pisze: „Skoro tak wiele już osiągnęliśmy, prawdopodobnie zachcemy sięgnąć po szczęście, boskość i nieśmiertelność – nawet jeśli nas to zabije.” I na tym ostatnim zdaniu warto się skupić – już nas to zabija. Człowiek jako punkt odniesienia, człowiek próbujący stanowić, co jest dobre, a co złe. Człowiek nie chcący zrozumieć, że nie jest Bogiem, że zło jest w każdym z nas, idzie ścieżką wiodącą w przepaść. 

Twenge w „iGen” zastanawia się, co się dzieje z młodzieżą, że straciła odporność i nie chce ponosić za nic żadnej odpowiedzialności. Nie chce się też wiązać z inną osobą, bo to kłopoty i przeszkoda w samorealizacji. Na całym świecie „samoaktualizujący” się ludzie wpadają w depresję i popełniają samobójstwa (warto zobaczyć, jakie są przyczyny zgonów na świecie: Statystyki światowe”  ) .  Nowoczesna technologia tylko wzmacnia negatywne zjawiska wywołane przez nową, powszechną religię – selfizm. To, nad czym, pomijając aspekty nowoczesnych technologii, zastanawia się Twenge szukając przyczyn problemów dobrze opisał ponad 40 lat temu Paul C. Vitz. 

Warto przy okazji zauważyć, że chrześcijaństwo, zakładające, że każdy z nas jest zdolny do popełnienia zła i jest ono częścią naszego ludzkiego charakteru, jest dla nich naturalnym wrogiem. Dekalog też w żaden sposób nie pasuje do „praw” tworzonych samodzielnie przez każdego. Nieszczęściem dla Kościoła jest to, że spora część księży i zakonników jest zafascynowana psychologią. Coraz więcej księży i zakonników psychoterapeutów (sprawdź Deon ), którzy zapomnieli o największym psychologu wszech czasów. A mówił On: „Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale.” (Mt 7,24). A teraz proponują nam budowę domu na piasku – ogólnoświatowej religii selfizmu i pseudonaukowej psychologii humanistycznej.  Budowla ta musi runąć. I to właśnie obserwujemy. 

Przeczytajcie książkę „Psychologia jako religia”. Da wam właściwy obraz tego, co się dzieje.


[1] Odsyłam do opisywanych trzech tomów „Zakazanej psychologii”. 

[2] Carl Jung w jednym z listów do przyjaciela pisał, że w zasadzie jego prace bardziej pasują do pisma typu przegląd teologiczny niż do przeglądu psychologicznego. 

Tutaj sceptycy i niewierzący o psychologii jako religii:

A tutaj osoba wierząca na ten sam temat: