neuro bzdury

Pranie mózgu

Pranie mózgu

Dzisiaj „pranie mózgu”! Tytuł wpisu bezpośrednio zapożyczony z tytułu książki, do przeczytania której chciałbym zachęcić. Ta książka to „Pranie mózgu. Uwodzicielska moc (bezmyślnych) neuronauk” autostwa Sally Sattel i Scotta O. Lilienfedla wydana w 2017 roku przez wydawnictwo CIS Stare Groszki. Sally Sattel jest profesorem psychiatrii, a Scott O. Lilienfeld profesorem psychologii. Autorzy poruszają znany także w Polsce problem mody na określanie wielu sfer aktywności z dodatkiem magicznego słówka „neuro”. Mamy więc teraz wysyp różnych teorii neurodydaktycznych , mamy neuromarketing, neuroprzywództwo, neurokosmetykę i neurodrinki. Co chcecie może być neuro. Do odkryć w badaniach nad mózgiem zaczynają się odwoływać co rusz nowi „wynalazcy”. Modzie na neuro poświęcona była pierwsza część opisywanej już przeze mnie książki „Psychopedagogiczne mity”, w której Tomasz Garstka zdemistyfikował popularne i nie mając oparcia w dowodach, a znane w edukacji zajęcia z Kinezjologii Edukacyjnej, terapii integracji sensorycznej SIT, NLP (neurolingwistycznego programowania) czy neurodydaktyki. Warto do tamtej książki wracać.

Przyjrzyjmy się jednak paru kwestiom poruszanym w „Praniu mózgu”. Niekwestionowany szybki rozwój metod badania mózgu, głównie dzięki technologiom tomografii PET pozytronowej tomografii emisyjnej (połowa lat 80-tych) czy funkcjonalnego rezonansu magnetycznego fMRI (od połowy lat 90-tych) spowodował znaczący przyrost wiedzy i rozumienia tego, co się w naszej głowie dzieje. Kolorowe obrazy mózgu pojawiły się w środkach masowego przekazu, co spowodowało przekonanie u znacznego odsetka ludzi o odkryciu tajemnic mózgu. Przekonanie, często z czysto finansowych względów, podtrzymywane przez wielu naukowców. Nic tak dobrze nie działało na decydentów przyznających środki na badania, jak piękny, kolorowy obraz mózgu. Ale jak wygląda naprawdę nasza obecna wiedza o mózgu? Chociaż jest rzeczywiście bardzo dużo ciekawych danych, to tak naprawdę nie dokonała się żadna rewolucja w tej dziedzinie. Część odkryć tylko potwierdziło to, co od dawna wiadomo. Część to tylko wstęp, do dalszych badań nie przesądzająca jednoznacznie o niczym. Nic dziwnego, że autorzy piszą: „TAK więc ilekroć widzimy w gazecie nagłówek Badania mózgu pokazały, że … warto zachować zdrowy sceptycyzm”. Niezależnie jednak od tego, jak oceniamy to, co już jest wiadome, a co nie, warto zwrócić uwagę na kilka opisanych w książce kwestii.

Pierwszą ważną sprawą jest walka z uzależnieniami. W ostatnich latach uzależnienia zostały dosyć powszechnie zdefiniowane jako choroba mózgu. Stwierdzono, że „Uzależnienie wiąże się ze zmianami w budowie i funkcjonowaniu mózgu, co oznacza, że w sposób oczywisty jest to choroba mózgu” Autorzy jednoznacznie stwierdzają, że nie jest to prawda. Każde doświadczenie zmienia mózg. W taki wypadku nauka języka obcego zmieniająca mózg też powinna być uznana za stan chorobowy mózgu. Dlaczego jest to takie ważne, aby właściwie mówić o uzależnieniach? Otóż rozpoczęto na szeroką skalę poszukiwania lekarstwa na chorobę! I nie bierze się pod uwagę, że najskuteczniejsze w walce z uzależnieniami są czynniki psychologiczne, społeczne i przede wszystkim osobista zmiana zachowań uzależnionych. Także w oparciu o system kar i nagród. Autorzy przywołują zapomniany program walki z nałogiem narkotykowym wśród żołnierzy amerykańskich wracających z Wietnamu. Najskuteczniejszy ze znanych do tej pory, ale nie wpisujący się w modne obecnie koncepcje i dogmaty. Nie korzystając z doświadczeń, a podążając za modą skazuje się wielu ludzi na poważne cierpienia. 

Za zdefiniowaniem uzależnień, ale też innych zachowań ludzi jako choroby mózgu idą kolejne konsekwencje. Człowiek chory to człowiek, który nie ma wyboru, bo stracił kontrolę nad swoim życiem. I musimy go usprawiedliwić. Podobne kryteria zaczęto stosować wobec przestępców. Jakiekolwiek zmiany w mózgu, pomimo braku dowodów na ich rzeczywisty wpływ na zachowanie danej osoby, były wykorzystywane do oczyszczenia z zarzutów.  Badania pokazały, że „kiedy ludzie słyszą „fizjologiczne” wyjaśnienia zachowań, takie jak „nierównowaga chemiczna w mózgu”, są bardziej skłonni oczyścić sprawcę z zarzutów…”. Bardzo ciekawie stan wiedzy o rozwoju mózgu zadziałał w stosunku do oceny młodocianych przestępców(przed 18 rokiem życia). Dzisiaj wiadomo, że mózg rozwija się jeszcze w pierwszych latach po 20 roku życia i dopiero wtedy osiągamy kompletną dojrzałość. Uznano więc, że wszyscy młodzi ludzie, czyli też przestępcy „młodociani zawsze pozostają w „naturalnym stanie” ograniczonej poczytalności”. I za tym w USA poszła linia ustawodawcza i orzecznicza. Autorzy na podstawie przypadku brutalnego i zaplanowanego mordu dokonanego przez nastolatków pokazują słabości tego rozumowania – przy szczegółowym planowaniu nie wchodziły w grę emocje i nawet niezrównoważony nastolatek rozumie, co robi. Dla mnie ciekawsze jest jednak co innego. Do liberalizacji prawa, tak jak w tym przypadku, dążą zawsze lewicowe kręgi. Przyjmijmy zgodnie z naukową argumentacją, że można mówić o „naturalnie ograniczonej poczytalności” młodych ludzi. Logicznym byłoby w takim razie, aby przesunąć w górę wiek, od którego młodzi ludzie mają możliwość samodzielnego decydowania o ważnych sprawach. Ale te same lewicowe kręgi na całym świecie dążą do obniżenia wieku uprawniającego do głosowania, umożliwiają i zachęcają do wczesnego rozpoczynania współżycia seksualnego, proponują nastolatkom tabletkę wczesnoporonną bez recepty i zgody rodziców czy umożliwiają samodzielne decydowanie przez nastolatków o zmianie płci. Akceptują i przyjmują na politycznych salonach niezrównoważone nastolatki nagłaśniając ich kontrowersyjne poglądy i nominując do prestiżowych nagród (przykład „klimatycznej aktywistki z zespołem Aspergera” Grety Thunberg – na końcu wpisu film, który warto oglądnąć). Dlaczego chcą stworzyć albo już stworzyli takie możliwości ludziom pozostającym w „naturalnym stanie ograniczonej poczytalności”? Ja mogę to wytłumaczyć tylko w jeden sposób – najwyraźniej w stanie, tym razem nienaturalnym, „ograniczonej poczytalności” pozostają lewicowe elity Zachodu. 

Kolejny ciekawy punkt, to wykorzystywanie coraz większej wiedzy o mózgu przeciw nam. Wszystkie rządy, coraz bardziej totalitarne niezależnie od tego, co mówią, dostają lub mogą dostać narzędzia do sterowania ludźmi. Pomimo krytyki i dowodów na nienaukowość na świecie stosuje się nową wersję aparatów do wykrywania kłamstwa – takie mózgowe wariografy. I już są więzieniach ludzie skazani tylko na podstawie takich pseudonaukowych badań. Szykowane są aparaty, które mają umożliwić wejście nam w głowę. Jak to określi szef jednej z firm: „Ostatnią twierdzą prywatności jest twój mózg. Ale TO nam pozwoli do niego zajrzeć.” W USA na poważnie rozpatruje się, czy nie narusza to praw wynikających z prawa do milczenia i prawa do prywatności.  Wszystko to nie uwzględnia tego, że nikt nie ma najmniejszego pojęcia, jak powiązać mózg i procesy w nim zachodzące z umysłem czy wolną wolą. Ale żądza władzy nad ludźmi jest silniejsza, a ofiary na drodze „postępu” są dla wyznawców nowego, lewicowego świata konieczne dla szczęścia ludzkości. 

            Badań nad mózgiem nikt nie zatrzyma. Jaka więc rada po przeczytaniu książki? 

Na dziś – jak zobaczycie gdzieś słówko „neuro” to zachowujcie duży sceptycyzm. Dzisiaj bowiem większość tak określanych rzeczy to nadużycie albo wręcz oszustwo. Nie dajcie się nabierać na super „neuro” techniki nauczania dzieci i dorosłych, „neuro” zarządzanie, „neuro” marketing czy „neuro” cokolwiek.

 A na przyszłość? Patrzmy uważnie co nam może zagrozić. I to pewnie nie będzie miało w nazwie „neuro”, chociaż będzie wykorzystywało najnowsze osiągnięcia neuronauk.

I małe post scriptum. 

Użyłem w tekście słowa „postęp”. Bardzo często spotykam się z tym słowem. Trzeba być „postępowym”, nie można zatrzymywać „postępu”, ty jesteś taki „niepostępowy”,  „postęp” dla dobra ludzkości, … .I w małe zakłopotanie wprawiam zadając pytanie: Co to jest postęp? Jakie są kryteria oceny postępu i czy każdy postęp jest dobry? Przecież choroby też mają swój „postęp”. Wygląda na to, że wszyscy mówią o „postępie”, ale mało kto potrafi wyjaśnić co pod tym pojęciem rozumie. Co dla Was oznacza postęp?